Spojrzeli na mnie pytającym wzrokiem..
LL. - No nie patrzcie się tak, proszę! - Wstałam, oni złapali się za dłonie. Nie przeszkadzało mi to. Już wspominałam, że jeżeli Maks jest szczęśliwy to ja również. Taka magia przyjaźni.
M. - To gdzie się kierujemy?
A.P.M. - Moglibyśmy zajść do mnie? mieszkam, dosłowne pięć minut drogi stąd.
M. - Świetny pomysł, przebierzemy się przy okazji.
LL. - spoko, nie ma sprawy. - Tak jak mówił, doszliśmy w nie całe pięć minut. Był to jednorodzinny domek, wyróżniający się od pozostałych na tej ulicy.
A.P.M. - No, nie czaić mi się tu tak. Jeżeli ktoś nawet będzie, to nie gryzą. - Powiedział i zaprosił gestem do środka, nie pewnie wkroczyłam jako pierwsza. W środku było tak jak sobie to wyobrażałam. Biło tu rodzinnym ciepłem. Zaczęliśmy ściągać buty, a do przedpokoju wleciała pulchna kobieta.
A.P.M. - Czeeść, my na chwilkę. - Przytulił się do kobiety, wyglądało to na miły gest.
M.A.P.M. - Oj, Alan a ty coraz rzadziej przebywasz w domu. - Razem z Maksem, trochę się skrzywiliśmy. Kobieta powiedziała, coś w niezrozumiałym dla nas języku. Alan pokręcił głową.
A.P.M. - Mamo, mówisz tak, że oni nic nie rozumieją. - i kiwnął głową w naszą stronę.
M.A.P.M. - Oj, przepraszam. Zapominam się, trudno jest mi się przyzwyczaić. - powiedziała, już zrozumiale. Spojrzałam na ścianę po lewo, była cała w zdjęciach. Wyglądało to naprawdę fajnie. Ujrzałam tam małego Patrysia. Wisiało tam także zdjęcie owej kobiety, wyglądała na o wiele młodszą i trzymała dwójkę dzieci na rękach. Już miałam rozmyślać kim jest to drugie dziecko, ale przerwał mi głos Alana.
A.P.M. - Chodźmy, może do mojego pokoju. Nie będę trzymał was tak w przedpokoju, przecież. - Uśmiechnął się szeroko. Jak zaproponował, tak skierowaliśmy się do jego pokoju, gdzie wchodziło się po schodach i szło, chwilę przez krótki hol. Podeszliśmy do drzwi które znajdowały się naprzeciw nam. Po otworzeniu drzwi, zabiło tu zimnem. Może nie dosłownie, chodzi o to, że część domu którą zdążyłam przejść, była w ciepłych kolorach, pasująca do wszystkiego. Tu zaś wszystko, było nowoczesne, biał0-niebieskie. Biło chłodem. Pokój był w dosłownym artystycznym nie ładzie. Zajęłam miejsce na kanapie w rogu, obok mnie usiadł Maksymilian. Patryk, do nas nie podchodził, podszedł automatycznie do szafy i zaczął przeglądać rzeczy..
LL. - Po jakiemu mówiła twoja, mama?
A.P.M. - Po Polsku. - Mówiąc to dosłyszałam dopiero, że mówi z akcentem. Chłopak rzucił mi koszulkę, następnie swojemu 'skarbowi' i chwycił dla siebie. Wszyscy zaczęliśmy je nakładać. Po chwili wyciągnął rurki i znowu rzucił w takiej samej kolejności. O dziwo, te co rzucił dla mnie, pasowały idealnie. Zmierzyłam każdego z nas wzrokiem, zaczynając od siebie. Byliśmy ubrani, prawie, że identycznie. Ja byłam, ubrana pod granatowy kolor, Maksiu zielony a Patryk na czerwono. Podszedł do drugiej szafy, nam powiedział, że już idziemy. Po chwili doszedł do nas i nałożył nam na głowy full capy, pod kolor. Tak, tak stylówki. Zeszliśmy na dół i naciągaliśmy buty, do przedpokoju ponownie wbiegła ta sama kobieta.
M.A.P.M. - O której synek wrócisz? - Doszłam do wniosku, że ten 'piskliwy' głosik nie pasuje do niej. Chłopak spojrzał na nas pytająco, przy czym zmarszczył czoło. Wyglądał zabawnie.
LL. - Wie Pani, chłopcy przenocują dzisiaj u mnie.
M.A.P.M. - A twoi rodzice nie będą mieli nic przeciwko. - przeszyła mnie wzrokiem, trochę zabolało.
LL. - ee, ja nie mieszkam z rodzicami. - czułam, że do oczu cisną mi się łzy. Pomyślałam sobie, o tacie. Zabrakło mi go, jeszcze jak patrzyłam na tą kobietę i Patryka, to bolało. Zazdroszczę im takiego kontaktu.
M.A.P.M. - To z kim mieszkasz? - zapytała to takim głosem, że już przestałam ją lubić.
LL. - Z braa. - Alan mi przerwał. Byłam mu za to wdzięczna.
A.P.M. - Dość! proszę, nie widzisz, że jest jej ciężko.
M.A.P.M. - Przepraszam, nie potrafię się czasem powstrzymać. - powiedziała to przemiłym głosem.. Wyszliśmy, nie po chamsku. Jak miałam zamiar, pożegnaliśmy się słowami 'Do widzenia'. Od razu, zawiało w nas zimnem.
M. - No, tak ziomek świetny pomysł z tymi stylówami, ale gdzie bluzy ja się pytam?
A.P.M. - Ojj , możemy się zawrócić.
LL. - Nawet o tym nie myśl. - Spojrzałam na zegarek na ręku chłopaka, wskazywało dwudziestą pierwszą. - nie mamy czasu, już jesteśmy spóźnieni. A tak nie ładnie, się spóźniać na własną imprezę urodzinową.
M. - O fuck, jak ja cię słońce przepraszam. Kompletnie wyleciało mi z głowy.
LL. - Przeprosiny przyjęte, ale możemy się ruszyć bo zamarznę? - Złapałam Maksa za rękę, on Patryka i zaczęliśmy biec w stronę ' Łan Dajrekszyn Hałs '.. Po dziesięciu minutach dotarliśmy pod budynek. Podchodząc do drzwi, już było słychać muzykę. Zauważyłam speszenie na twarzach chłopców.
LL. - No, nie czaić mi się tu tak. Jeżeli ktoś nawet będzie, to nie gryzą. - Tak, sparodiowałam Alana. Na co on się lekko uśmiechnął, ale nadal było widać przerażenie. Otworzyłam drzwi, wycofałam się i dosłownie wepchnęłam ich do środka. W przedpokoju stało sporo butów, dziwne to takie, ale okej. Już mieli zamiar zdejmować swojem buty.
LL. - Ejejej, stop. - chwyciłam ich dłonie i wprowadziłam do salonu. Było tu bardzo dużo ludzi. Od razu w oczy rzucił mi się Zayn miziający z jakąś blondyną, która siedziała do mnie tyłem. Czułam jak łzy, same cisną mi się do oczu, zaczęłam się wycofywać i wpadłam na Harrego..
Wielkie DZIEKI, widać jak wam zależy!
ponad 300 wejść i ciężko wam uzbierać 20 komentarzy?
jeżeli nie będzie pod tym, co najmniej 10 komentarzy, kończę!