czwartek, 30 sierpnia 2012

Rozdział 70.

Drzwi zatrzeszczały, podniosłam wzrok a w pomieszczeniu pojawił się on. Zeskoczyłam jak najprędzej i rzuciłam się mu w ramiona. Stało się to czego najbardziej potrzebowałam, mocno mnie przytulił. Staliśmy tak wtuleni przez chwilę, ale bez słownie, postanowiliśmy usiąść na łóżku.
- Maax, muszę coś powiedzieć. - szepnęłam, nie pewnie.
- Tak, wiem to nie to.
- Ja cię przepraszam. - powiedziałam, dobitym smutnym głosem.
- Nie masz za co, sam nad tym myślałem. Wiedź, że mimo nie jesteśmy razem i tak jesteś dla mnie kimś ważnym i to się nie zmieni, moja księżniczko. - Pocałował mnie w policzek, byłam mu wdzięczna, że mnie rozumie prawie, że bez słowa. Mocno mnie przytuliłam, wielbiłam go za to, że zachowuje się tak jakby czytał mi w myślach.
- Ty dla mnie też. 
- Masz przebież się, nie wygodnie ci będzie spać w ciuchach. - podał mi piżamę, nie pytałam o nic. Byłam śpiąca i czułam się przy nim bezpiecznie. Ostatecznie, mam dość tego dnia, życia, wszystkiego! Zgasił światło, przeszła mnie gęsia skórka, miałam ochotę uciekać.
- Proszę, zapal. - mruknęłam, piskliwym głosem.
- No, dobrze. - Wstał, byłam mu wdzięczna, że się mnie nie wypytuje. Wie, że jak bym chciała, to bym sama powiedziała. Zapalił światło, i rzucił się na łóżko obok mnie. Było ciasno, ale wtuliłam się w niego i dało się przeżyć. Poleżeliśmy chwilę w milczeniu, myślałam, że usnął. Nie chciało mi się podnosić głowy i sprawdzać.
- Czemu tu właściwie jesteś? - Wiedziałam, w końcu musiał zapytać.
- Maksiu , nie chcę cię okłamywać słowem , że przyszłam na kontrole czy coś takiego.
- To powiedź prawdę, proszę.
- Ja, ja przepraszam. Nie chcę o tym rozmawiać, nie teraz. - czułam jak łzy nabierają mi się do oczu.
- Lil.. - przerwałam mu.
- Chcę spać, przepraszam. - powiedziałam tonem, którego nigdy nie używałam do niego.
- Dobrze, zaczekam. - Wtuliłam się mocniej i usnęłam.. Nagle nie wiadomo jak, znalazłam się w ciemnym pomieszczeniu. Wszystko było tam ciemne, oprócz mnie. Czułam się coraz słabsza, bałam się. Słyszałam strzępki rozmów tych dwóch facetów. Strach rósł. Zaczęłam się wiercić, co spowodowało mocny ból. Otworzyłam oczy, ból okazał się spowodowany upadkiem z łóżka. Byłam cała spocona i we łzach. Zaczęłam cicho łkać, Max to usłyszał i od razu się zerwał. Podniósł mnie i położył na łóżku. Usiadł obok i pozwolił mi się wtulić znów w jego ramiona.
- Wydarzyło się coś strasznego prawda? Ktoś cię skrzywdził? - szepnął.
- Tak. - Powiedziałam, słabym ledwie słyszalnym głosem.
- Teraz postaraj się o tym zapomnieć, proszę. Jutro czeka cię ciężki dzień, śpij. Pamiętaj, że tu jestem.
- Ale nie rozumiesz, śni mi się ciemność. Słyszę ich głosy, jak się śmieją, że wykonali dobrą robotę iii, że oni powinni być dumni. - płakałam, więc wątpię czy mnie zrozumiał.
- Jaa-ak to ONI? kim oni są? - wpadł w szał.
- Ja, ja nie chcę pamiętać, przepraszam. - mruknęłam. Położyliśmy się z powrotem. Usnęłam, tym razem nic mi się takiego nie śniło. Tym razem słyszałam ciągle głos Maksa, przed snem szeptał mi do ucha przeróżnie miłe słówka. Obudziłam się, znajdowałam się sama w pomieszczeniu. Spojrzałam na zegarek na przeciw, wskazywał siódmą rano. Na początku się oburzyłam, że nie ma obok mnie mojego przyjaciela. Lecz po chwili dostrzegłam kartkę, na szafce. Chwyciłam i zaczęłam czytać. ; Przepraszam, ale musiałem być na piątą trzydzieści, gdyż pożyczyłem od ojca samochód, a on musiał do pracy. Musiałem zwrócić auto, po za tym trzeba zająć się gośćmi.Nie martw się, staraj się zapomnieć. Odezwę się jak najszybciej. Do później śliczna. PS: WIELBIĘ Z TOBĄ SPAĆ. <3 ~Maksiu. - Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
~* Oczami Zayn'a*~.
Stanąłem pod drzwiami naszego mieszkania. Myślę, że trochę przemyślałem wcześniejsze zdarzenie. Stoję tu jak jakiś debil i rozmyślam jak powinienem się zachować. W końcu się odważyłem i chwyciłem za klamkę. Na wstępie przywitała mnie głucha cisza, jakby nikogo w domu nie było. Gdy zrzuciłem z siebie, dosyć głośno buty do przedpokoju wleciał Nialler. Wyglądał tak jakby zawiódł się na mój widok.
- Gdzie ty byłeś?! O co się z nią znowu pokłóciłeś? Czemu nie masz nic do jedzenia? - wydarł się na mnie.
- Po pierwsze się uspokój i nie krzycz. Po drugie byłem się przejść, mam do tego prawo jak każdy. Po trzecie, to wyłącznie sprawa między nami. Po czwarte, czemu mam mieć coś do jedzenia? - mój głos był nie co podniesiony. Ale starałem się opanować, w końcu to mój przyjaciel. Z jego wyrazu twarzy nie dało się nic odczytać.
- Gdzie reszta? ee, jakoś dziwnie cicho. - powiedziałem nie pewnie.
- Harry jest przecież z Elz. - zaciął się.
- ee, no tak wspominał coś, że idzie z nią gdzieś. - przypomniałem sobie.
- A Daddy z Louisem szukają Lilo. - dopiero po chwili doszły do mnie jego słowa.
- Że, że co?! Jest dwudziesta trzecia a oni jej szukają? - wydarłem się, nie panowałem nad sobą.
- Teraz to ty się uspokój! Nie tylko ty się przejąłeś. Po za tym, ona wybiegła za tobą, myśleliśmy , że jesteście razem. - mówił teraz o wiele spokojniejszym głosem, niż ja.
- A dzwoniliście do niej? lub do Maksa? może jest z nim, przecież są parą. - powiedziałem to nie chętnie. Ale lubiłem tego kolesia, mimo , że jest z dziewczyną, którą kocham nad życie.
- Zayn! przecież głupi nie jestem, dzwoniłem, ona nie wzięła komórki. A on powiedział, że się z nią dzisiaj nie umawiał. - Drzwi się otworzyły a do domu wpadli chłopcy.
- Wróciła? - spytał Lou, z nadzieją w głosie. 
- nie. - powiedziałem dobitym głosem. Każdy z nas strasznie się przejął. Rozeszliśmy się do swoich pokojów. Rzuciłem się na łóżko i o dziwo szybko usnąłem.
~* Oczami Louisa*~.
Rozmawiałem z Harrym o zajściu na schodach. Oraz doradzałem mu strój na dzisiejsze spotkanie z Elizą. Nie przepadam za tą dziewczyną, tak jak Lilo uważam, że ona chce go wykorzystać. I uważam, że Harry źle zrobił zostawiając Lil dla takiej panny. Ale to jego życie, mimo, że jest moim przyjacielem wolę się nie wcinać. Usłyszałem głośny trzask drzwiami, po chwili to samo. A potem nawoływanie daddiego. Zbiegliśmy z Hazzą na dół.
- Co jest? - Spytał Niall, wbiegając z kuchni.
- Zayn gdzieś pobiegł, Lil po nim. Próbowałem ją zatrzymać, ale mi się nie udało. - powiedział zasapany Liam. Postanowiłem odczekać, jeżeli nie wróci do dwudziestej pierwszej zaczniemy jej szukać. Przecież cztery godziny powinny wystarczyć na przemyślenie. Wracałem z Harrym do jego pokoju.
- Lou, wróci. I na pewno nic jej nie jest. - powiedział pocieszająco, klepiąc mnie w plecy. - Wiedział, że się cholernie martwię. Zależy mi na niej, mu chyba też.. 
- Mam taką nadzieję.
- Me too. - powiedział szeptem, którego prawdopodobnie miałem nie usłyszeć..

PRZEPRASZAM, MIAŁAM KOMPUTER W NAPRAWIE.
Postanowiłam, że w roku szkolnym będę dodawała 
codziennie jeden. I nie obiecuję, że będą długie, 
gdyż będę je pisała w szkole na lekcjach. :3

czwartek, 23 sierpnia 2012

Rozdział 69.

- Już powiedziałam, że nie będę z tobą rozmawiać. - warknęłam, tak jak miałam to w zwyczaju do nianiek.
- Ej , ej młoda, a od kiedy my jesteśmy na ty? - Zmierzył mnie wzrokiem, wykrzywił się.
- Dobra, skończ!. - Wzrok przeniosłam na sufit, muszę zostać sama! Wszystko sobie przemyśleć, bo przecież, nie mogę udawać, że nic się nie stało. A może jednak? A co gdyby.. NIE ! nie mogę, dopuszczać do siebie takiej myśli, nie mogłabym żyć. Facet ciągle uważnie mi się przyglądał. Usłyszałam charakterystyczny dla tego budynku skrzypienie i usłyszałam znajomy głos.
- Doktorze, da pan już tej przywiezionej spokój. Z tego co się dowiedziałam, to musiała dużo przejść.
- Ona mi nawet nie powiedziała jak się nazywa, tylko ciągle powtarza, że chce tu Marco. - wykrzywił się na imię mojego doktora, widać nie przepadał za nim.
- O, Lilia szybko wracasz. - Przez jej twarz przeszedł chyba szok, ale po chwili pogodnie się uśmiechnęła. Już wogóle nie było widać, ślad po chwilowym strachu , którego nie chciała ujawnić.
- To , to wy się znacie? - Powiedział, dziwnym tonem. I patrzył raz na mnie, raz na ciocie Pie.
- No, tak była tu ostatnio, teraz cię Jacob przepraszam, ale muszę iść pomóc w roznoszeniu leków nocnych. - I wyszła, on stał jak osłupiały.
- No więc nazywasz się Lilia? a nazwisko?
- Już mówiłam, skończ. - Drzwi się otworzyły, a do pokoju weszła na oko, dwunastoletnia może jedenastoletnia dziewczynka, podbiegła do doktora. Najbardziej zdziwiła, mnie jej koszulka. Na której widniało zdjęcie całego łan dajrekszyn. Zaczęłam się głośno śmiać.
- Pff, łan dajrekszyn, widzę , że directioner.
- No tak, coś ci nie pasuje? To są najsłodsi chłopcy na świecie, i powiem ci , że Louis jest moim mężem. A Harry narzeczonym. - Wybuchnęłam jeszcze większym śmiechem.
- Powiem ci , że jesteś żałosna, tak samo jak ten szajz. - Jacob , uważnie nam się przyglądał.
- Jak śmiesz! Nawet ich nie znasz! jesteś beznadziejna, niech mój tatuś cię nie ratuje, zgiń. - Nie potrafiłam opanować śmiechu.
- Ja ich nie znam? Proszę cię! Wiesz kim ja dziecko jestem? niee? to może się przedstawię, Lilo Tomlinson. - Dziewczyna wybałuszyła oczy, a buzia jej się otworzyła. Wyglądała zabawnie. Mogłabym zrobić zdjęcie, i powiesić sobie nad łóżkiem, czasem z nudów rzucać w nią widelcem.
- O-o-ojej. - zaniemówiła.
- Dziękuje, ci Elizuś pomogłaś mi bynajmniej poznać, jej nazwisko. A teraz idź do poczekalni, zaraz kończę. Dziewczyna posłusznie wyszła, nie dość , że słucha tego dziadostwa, ma te okropne imię! Drzwi znowu się otworzyły, myślałam, że znowu zobaczę tego małego potwora, ale  nie. Moim oczom ukazał się Marco. Uśmiechnęłam się pogodnie, a on na początku mnie nie zauważył, bo podszedł od razu do Jacoba.
- Słyszałem, że masz problem z nastoletnią dziewczyną. - Mówił, to z lekkim rozbawieniem.
- Tak, z niejaką Lilią Tomlinson. - Gdy Marco, to usłyszał od razu spojrzał na mnie.
- No to możesz, już iść bo to moja pacjentka.
- Ale.. - Marco mu przerwał.
- Nie ma Ale, zajmowałem się nią i powinniśmy mieć wizytę.  Żegnam. - Doktorek chciał coś jeszcze powiedzieć, ale wyszedł. Dosyć głośno trzaskając drzwiami, Marco przyglądał mi się uważnie.
- Chyba musimy pogadać i powinienem cię zbadać, nie sądzisz?
- No, chyba tak. Ale może najpierw pogadamy?
- No więc, co się stało? musisz mi wszystko opowiedzieć.
- Mhm.. no to zaczęło się od tego, że wróciłam do domu od Maksa, no i oni dowiedzieli się, że z nim jestem. To banalne, ale gdy wchodziłam po schodach miałam pewną trudność z walizką, oczywiście każdy zajął się sobą. A ja musiałam sobie poradzić, gdy już byłam na samej górze, usłyszałam głos Harrego który gadał coś sobie pod nosem, to sprawiło, że straciłam równowagę i poleciałam do przodu. On tylko bezczelnie się patrzył i się głośno śmiał. - Przerwałam, zrobiło mi się smutno.
- Widzę, że to dla ciebie trudne, dokończymy rano. Dobrze?
- Yhym. - powiedziałam ledwo słyszalnie, potargał mnie za grzywkę i wyszedł. Zostałam sama, spojrzałam na telefon. Dochodziła już pierwsza. Jeszcze kilkanaście minut temu, chciałam zostać sama, a teraz gdy zapadł półmrok zaczęłam się bać. Łzy leciały ciurkiem, po moich policzkach. Nie mogłam, zostać sama to było zbyt przerażające! Wstałam, czym prędzej i powędrowałam do drzwi, otarłam łzy. Ale wiedziałam, że i tak będzie widać, że płakałam. Rozejrzałam się po holu, trochę dalej szedł Marco. Zaczęłam za nim biec, on po chwili się spostrzegł, odwrócił się w moją stronę.
- Co się stało? - był przerażony.
- Ja, ja mogę zadzwonić, czy mógłby do mnie tu ktoś przyjść, proszę. Ja nie wytrzymam..
- Tak jasne, chodź za mną. - Tak jak powiedział, dreptałam za nim. Doszliśmy do jakiś drzwi gdzie widniała tabliczka "Tylko dla personelu.". Otworzył drzwi i zaprosił mnie ręką. Wskazał na telefon, sam powiedział, że idzie bo ma nocny obchód. Podeszłam nie pewnie do aparatu. Nie wiedziałam do kogo zadzwonić, zdecydowałam się na Maksa. Wykręciłam jego numer. Pierwszy sygnał, drugi sygnał. I usłyszałam zaspany głos.
- Tak , halo? - mówił przerywanym ziewaniem.
- Max, tu Lil.
- Macie domowy? ee.
- Nie, dzwonię ze szpitala.
- CO ! ? jak to ze szpitala?
- Mógłbyś, teraz do mnie wpaść, ja wiem ,że są u ciebie kuzyni, ale proszę.
- Tak, ee jasne. Ten co ostatnio?
- Tak, dziękuje. Czekam. - rozłączyłam się. Odłożyłam słuchawkę i powędrowałam do mojej sali. Zapaliłam światło i usiadłam po turecku na łóżku. Oparłam głowę o ścianę i czekałam..
~* Oczami Maxa *~
Telefon od niej mnie wstrząsnął, co się stało, że znowu jest w szpitalu? czemu nie dzwoniła od siebie? w mojej głowie jest teraz kompletny burdel. Mam tyle pytań, ale dowiem się dopiero jak tam będę. Wyskoczyłem z łóżka, jak poparzony. Chwyciłem szybko jakieś ciuchy, naciągnęłam na siebie. Powędrowałem do sypialni rodziców, bałem się, żeby przypadkiem im w czymś nie przeszkodzić, ale na szczęście spali. Podszedłem do mojej matki, szturchnąłem ją lekko w rękę, mówiąc pospolite obudź się. Otworzyła powoli oczy i wstała.
- Mamo, muszę pożyczyć samochód, Lil jest w szpitalu, muszę do niej jechać.
- Jak to Lilia w szpitalu? co się stało? - mówiła przerażonym głosem.
- Nie mam pojęcia, dzwoniła z prośbą abym przyjechał.
- Musisz jechać! Weź samochód ojca.
- Ale.. - przerwała mi , wstała i podeszła do szafki.
- Nie ma żadnego ale, ja mu rano wszystko wytłumaczę. Zrozumie. A i trzymaj to, pewnie nie ma w czym spać. - Podała mi piżamę, którą pierwszy raz widziałem na oczy. Był to komplet, siwa podkoszulka z różową owcą i spodenki w milion różowych owieczek. Spojrzałem na nią pytająco chwytając piżamę.
- Miałam, to dać na urodziny twojej kuzynce, bo przecież ma za dwa dni. Ale to najwyżej jutro coś jej innego kupię, bo to chyba nie zbyt trafne. A teraz jedź! - Posłuchałem się jej , po cichu wymknąłem się z domu, aby nie obudzić gości. Wystawiłem samochód mojego ojca z garażu. I pojechałem, po dwudziestu minutach byłem na miejscu. Wbiegłem do szpitala, wpadłem na jakąś kobietę.
- Przepraszam, wie pani gdzie leży Lilo , ee znaczy.. - przerwała mi.
- Chodź cię zaprowadzę. - Spojrzałem na nią zdziwiony, widać ona wie wszystko. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, po chwili już stałem pod drzwiami. Wszedłem do środka..

do anonimka!
Kolejny raz coś piszesz i kolejny raz nie dotrzymujesz obietnicy..

Czy ja napisałam ,że obiecuję?
Napisałam "najprędzej" a to jest różnica.
I NIE JESTEM , KURDE JAKIMŚ NOŁ LAJFEM, ŻEBY SIEDZIEĆ CAŁE DNIE I PISAĆ ROZDZIAŁY.
JEST KONIEC WAKACJI I KORZYSTAM! JEŻELI COŚ NIE PASUJE TO ŻYCIE. 

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

INFORMACJA.

Tak dla wytłumaczenia.
Blog miał zostać zawieszony z powodu braku dostępu do bloga. Rozdział był dodany dopiero wczoraj przez N. Nie wiedziałam ile to potrwa, aż zaniosę komputer do naprawy. Dlatego poprosiłam Naciekową, o napisanie tu rozdziału dodanie i informację o zawieszeniu. Gdyż kilka dni temu coś spaliłam przypadkowo w stacji dysków. -,-
 Ale mój dads dzisiaj coś tam majstrował i naprawił to padło.
więc ODWIESZAM i rozdział, najprędzej jutro wieczorem..
dlatego iż nie mam nic przygotowane, a najlepiej pisze mi się wieczorem w łóżku.. 

JAKIEŚ PYTANIA? - TU.
ALBO NA FEJSIE.
DZIĘKUJE ZA UWAGĘ.
ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE.
I ZA TO , ŻE CHCE WAM SIĘ TO COŚ CZYTAĆ.
SIEMANEJRO.

niedziela, 19 sierpnia 2012

Rozdział 68.

Zawiera treść +18

*Oczami Zayna*
Jej słowa mnie dobiły, zrozumiał bym gdyby kochała dwóch naraz, ale trzech?. To dziecinne i tyle, nie dorosła ostatecznie do miłości. Ale kurde! Ja to dziecko kocham!. Udałem się na długi spacer. Chciałem odnaleźć ulice, o których nigdy nie słyszałem.
*Oczami Lilo*
Siedziałam sama z myślą co by teraz było gdybym była z Harrym, tak wiem jestem głupia. Nie potrafię tego debila wywalić z głowy. Sączyłam drinka. Podeszło dwóch masywnych mężczyzn. Wystraszyłam się.
1.M-Liliana Tomlinson?-zmierzył mnie wzrokiem.
LL.-ee, skąd...-nie dali mi dokończyć, oberwałam masywną pięścią w twarz. Poczułam coś ciepłego na mojej twarzy pewnie była to krew. Nie miałam siły na nic. Oni myśleli, że straciłam przytomność, ale ja już jestem mocna, teraz powinnam podziękować Joshowi za katowanie mnie. Chwycili mnie obaj pod ramiona tak, aby wyglądało to, że prowadzą mnie z powodu upicia. Czułam na sobie wzrok wszystkich mijanych. Wyszliśmy z budynku, szliśmy w jakąś ciemną uliczkę
1.M-Chyba, dobrze spełniliśmy nasze zadanie.
2.M-Ten jej lokowaty kochaś, jak on miał?
1.M-Coś na H. Harold? Henry? ee.. Howard?
2.M-Dan! debilu Harry!-i teraz żałowałam że to usłyszałam. Chciałam teraz dostać coś do zapomnienia! To nie może być prawda!
1.M-Dziwie się mojej siostrzyce, że jest z takim pedałem.
2.M-Nie chce mi się dalej tej dziwki nieść, może tu wystarczy?-najwyraźniej skiną głową, gdyż zostałam rzucona jak śmieć na ziemię. Zabolało. Kucnęli koło mnie, głośno sapali. Nie miałam siły nawet, żeby się ruszyć, a co dopiero krzyczeć. Ich ręce nie krępowały się. Dotykali mnie wszędzie i bili mnie. Zerwali ze mnie spodnie. Na początku błądzili po moim kroczy. Usłyszałam odpinanie spodni. I już po chwili jeden wszedł we mnie. Przeszył mnie przerażający ból, którego nie potrafię opisać. Drugi mnie kopał, po chwili się zmienili ten mnie nie oszczędzał, myślałam że umrę z bólu, ale to byłoby za proste. Poczułam ciepło, zaczynałam czuć do siebie obrzydzenie, potem znowu się zmienili.I kolejny się we mnie spuścił. Sapali coraz głośniej. Podnieśli się opluli mnie jeszcze i skopali. Ostatnie co usłyszałam było ''Ten Harry chciał żeby pożałowała, chyba się spisaliśmy''. W ich głosie było słychać dumę, po chwili już nie było ich słychać. Zostałam sama, było ciemno. Nie potrafiłam wydać z siebie żadnego odgłosu, łzy płynęły ciągle. Byłam sama        
w jakiejś ślepej uliczce. Nagle zobaczyłam przed sobą drobną brązowowłosą dziewczynkę. Podeszła do mnie. Chciałam się schować, wstydziłam się. Ona naciągnęła mi spodnie. Nachyliła się i szepnęła do ucha ''Nie martw się zaraz będzie pogotowie. Pamiętaj o tych, którzy cię kochają''. Mówiła poważnie tym swoim słodkim głosikiem. Chciałam się o coś zapytać,ale nie potrafiłam tak jak wcześniej wspomniałam. Usłyszałam dźwięk karetki, dziewczynka nagle znikła. Zdziwiło mnie to. Ale nie miałam jak teraz o tym myśleć. Podbiegło do mnie trzech lekarzy. Zaczęli się mnie wypytywać, z ich ust wyleciała potok słów mało co zrozumiałam. Przepraszam! Właściwie to ja nic nie zrozumiałam. Przynieśli nosze, umieścili mnie na nich i wsadzili do karetki. Wszystkie tam światła były skierowane na mnie, musiałam zamknąć oczy. Czułam jak wszystko mnie boli i jak się kleje. Dojechaliśmy. Wwieżli  mnie na noszach do szpitala, który opuściłam kilka dni temu. Wprowadzili mnie do jakiejś sali,powiadomili że zaraz przyjdzie lekarz. Leżałam na łóżku. Podniosłam głowę i spojrzałam na ubranie, które było porwane w niektórych miejscach. Drzwi się otworzyły      
do pomieszczenia wszedł mężczyzna w białym fartuchu.
Dr.-Jestem Jacob Orgers. A ty jak się nazywasz ?
LL.-Rozmawiać będę tylko z Marco!-warknęłam. Zmierzył mnie wzrokiem.
Dr.- Trzeba zadzwonić do kogoś z rodziny...
Blog na razie zostaje zawieszony.
-Naciek- 

odwieszam dziękuje N. ! komputer naprawiony. <3

środa, 15 sierpnia 2012

Rozdział 67.

Biegłam przed siebie, jakiś czas. Nie wiem, ile dokładnie ale traciłam już siły. Zwolniłam. Na początku słyszałam za sobą krzyki Liama, ale przyśpieszyłam i już go nie było słychać. Powinnam skierować się do Maksa, ale nie chcę ciągle siedzieć mu na głowie. On potrzebuje odpoczynku ode mnie, przecież dopiero co się od niego wyprowadziłam, już wracam? nie chcę być dla nikogo problem. Moim oczom ukazał się neonowy napis, nie potrafiłam go rozczytać. Nie to ,żebym miała coś z oczami, ale litery były strasznie powykrzywiane i jeszcze ten blask. Na pewno był to klub. Zachęcał, zapomniałam już o myślach o Maksie, podążyłam do wejścia. Stał tam wielki ochroniarz, wyglądał dosyć groźnie.
Och. - Ślicznotko, ty mi na siedemnaście lat nie wyglądasz. - chciałam coś powiedzieć, ale nie dawał mi dojść do słowa. - No chyba, że przyszłaś z opiekunem w takim wieku?
LL. - ee, no nie. - Powiedziałam, lekko speszona.
Och. - Zawsze możemy załatwić to inaczej. - Obrzydliwie się uśmiechnął, wystraszyłam się. Ale na szczęście usłyszałam, znany głos za sobą.
Mi. - Enrique jakiś problem? - Był to Micky wraz z Conorem.
C.T. - Ona jest z nami, co nie Lil. ? - Pokiwałam twierdząco głową, ten Enrique nie chętnie nas wpuścił. Cieszyłam się, że nie ma z nimi Maksymiliana. Ale było mi głupio, bo oni mi pomagają a ja ich gasiłam przy ich kolegach. Mówię o tym, jak wspomniałam wtedy przy Maksie i Thomasie o tym jak Conor dał mi narkotyki, a Micky próbował się ze mną przespać na imprezie u moich nianiek. Weszliśmy do pierwszej części klubu gdzie jest cicho. Są tu loże, a za ścianą jest sala do tańczenia która jest dźwiękoszczelna. 
LL. - Nie ma z wami, Maxa ani Thomasa, dziwne.
C.T . - Thomas pojechał gdzieś z rodzicami do Wenecji, czy jakoś tak. I dopiero za jakiś tydzień wraca, a Max zajmuje się kuzynostwem którzy nie dawno, przyjechali.
Mi. - A ty sama? to też dziwne.
LL. - Jakoś tak wyszło.. jedyne na co mam teraz ochotę to się upić, naćpać, zabić.
Mi. - Wiesz, mam lepszy pomysł usiądziemy tutaj. - Wskazał na loże po boku.
LL. - Ale już mówiłam, że.. - Conor mi przerwał.
C.T. - Ale Lil, my nie możemy pozwolić, aby coś ci się stało, Maks by nas zabił, zakopał, odkopał, zadźgał, zakopał i od.. - Tym razem Micky przerwał mu.
Mi. - Kan, cholera! Ona zrozumiała.. - Ja z Mickym skierowaliśmy się do loży, a Conor powędrował po drinki. Usiadłam na przeciw chłopaka, ciągle czułam jego przeszywające spojrzenie.
LL. - Dziwne, nawet nie zapytał się jakie chcemy.
Mi . - Ee, że co?
LL. - No, Conor drinki.
Mi. - A , no tak.. - wydawał się zamyślony. - Doszedł do nas Conor z kolorowymi drinkami. Przysunął każdemu kieliszek i usiadł obok Mickiego naprzeciw mnie.
Mi. - Co jak co, zazdroszczę takiej przyjaciółki Maksowi. - powiedział to drżącym głosem, jakby nie wiedział, czy ma prawo to powiedzieć. Czułam jak zaczynam się rumienić.
LL. - Eem , dziewczyny.
C.T- Cooo ? - Obaj wytrzeszczyli na mnie oczy.
LL. - No, od wczoraj jesteśmy parą.
Mi. - A czemu my nic o tym nie wiemy? . 
C.T-  No właśnie, spaliście już ze sobą? - Wyszczerzył się, a Micky walnął go w ramię.
Mi. - CONOR! - Wybuchnęłam śmiechem.
C.T. - No co?! ee, Lil no to jak?.
LL. - Nie, nie spaliśmy ze sobą. - powiedziałam, urywanym śmiechem.
C.T. - Na peeeewno?! Ty nas tu nie okłamuj. Jeżeli nie chcesz mówić to nie, ale my i tak się dowiemy czy jesteś w tym dobra. - znowu wybuchnęłam śmiechem i o mało co nie spadłam z kanapy.
LL. - Oho, i może jeszcze przetestujecie? Sprawdzając czy Maks nie kłamał? - powiedziałam starając się być poważna, ale jak zawsze mi to nie wyszło. Po czym przechyliłam, po raz kolejny kieliszek. Nasza rozmowa, dalej się jakoś rozwinęła. Opowiedziałam im o moich problemach, jaka ja jestem dziwna! Nie długo cały świat, będzie znał mnie na wylot. Za szybko się przywiązuje i za szybko ujawniam nie potrzebne szczegóły. Conor kilka razy donosił kieliszki, po jakimś czasie. Dosiadły się do nas jakieś dziewczyny. Jakiś opis? Wyglądały pusto, takie tam panienki szukające okazji na darmowego drinka albo szybki numerek. Tak wiem, prościej nazwać je dziwkami. Miziały się do nich, ale im to nie przeszkadzało. Wyrwały ich do tańca, zapomnieli o mnie. Zostałam sama, pożałowałam, że nie wzięłam telefonu. Trwała przerażająca cisza, nagle obok mnie pojawiło się dwóch kolesi..

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Rozdział 66.

Wszyscy się zlecieli. Czułam się upokorzona, chyba o to mu chodziło. Zayn podleciał prędko do mnie, podniósł mnie. Zaniósł do mojego pokoju, poprosił abym chwilę zaczekała. Wyszedł, a do mnie doszły tylko nie zrozumiane krzyki.
~* Oczami Zayn'a. *~
Wszyscy poszliśmy do salonu. Właściwie to nie, ja Liam i Louis. Gdyż Niall poszedł do kuchni, Lilo do swojego pokoju, no Hazza też gdzieś tam. Nagle usłyszeliśmy donośny śmiech Stylesa, bardzo nas to zaciekawiło więc czym prędzej polecieliśmy za głosem. To co zauważyłem doprowadziło mnie do szału. Koło nas leżała walizka. A na górze stał Harry i jak mówiłem, głośno się śmiał. Pod jego nogami leżała Lilo. Miałem ochotę mu przywalić, podleciałem do niej chwyciłem ją na ręce i zaniosłem do jej pokoju. Jednak wróciłem, nie mogłem tak po prostu, zachować się tak jakbym tego nie widział. On zrobił to specjalnie. Wszyscy stali w tych samych miejscach. Styles nadal się chichrał.
Z.- Styles, zamkniesz się w końcu? i co było w tym takiego śmiesznego? - Chciał odejść ale przycisnąłem go do ściany. Musiałem mu wszystko wygarnąć. - Zachowujesz się jak idiota! jednego dnia mówisz, że ją kochasz drugiego już bzykasz się w Paryżu z tym plastikiem. Nie pomyślałeś, że może ją to zaboleć? jeszcze teraz ją specjalnie ją upokorzyłeś. - Czułem, że mówię bez taktu. Słowa, zaczynały mi się plątać. Puściłem go, zbiegłem po walizkę i bez słowa poszedłem do jej pokoju. Nie wiedziałem, jak się zachować. Przecież ona mnie też zraniła, ale robię dobrze. Nikt do niej nie podbiegł tylko ja! Nawet jej brat się tym nie przejął. Jedyne emocje jakie zauważyłem, to przerażenie Daddiego. Otworzyłem drzwi, siedziała nadal w tym samym miejscu. Zamknąłem za sobą, nie pewnym krokiem podszedłem do niej. Usiadłem obok i przytuliłem.
~* Oczami Lilo. *~
Przytulił mnie, mimo iż go tak bardzo zraniłam. Odrzucałam jego zaloty i mimo iż wiedziałam, że mnie kocha związałam się ze swoim przyjacielem którego kocham, czuję, że to wszystko jest coraz bardziej skomplikowane. Jestem z Maksem, kocham go! Nienawidzę Stylesa, ale go kocham. Zayn? go chyba też. Nie cierpię siebie. Każdemu tylko niszczę życie, to się staje nie do zniesienia. A wiecie co wam powiem, że zostały trzy dni do moich urodzin. Ale ja nie chcę dorastać. Nie chcę mieć tych szesnastu lat, to tak mało brakuje do pełnoletności. A ja chciałabym znowu być dzieckiem, które cieszy się z błahostek. Wtuliłam się bardziej w mulata. Poczułam łzę na policzku, mimo , że obiecałam sobie, że przez tego idiotę więcej płakać nie będę! Ale przecież miałam z Zaynem porozmawiać, nie mogę z tym zwlekać. On musi wiedzieć, że to wszystko jest takie skomplikowane, że kocham trzech naraz. Nawet Maks o tym chyba nie wie, jak na razie powiedziałam to wszystko Marcowi. Właśnie! Muszę iść jutro na wizytę.
LL. - Zayn, ja muszę z tobą poważnie porozmawiać.
Z. - Sądzisz , że chcę wysłuchiwać, że wiesz ,że cię kocham. Ale nie chcesz żeby mnie to bolało, bo ty mnie nie? Widzisz jak bardzo mi na tobie zależy? Ja jako jedyny ci pomogłem, mimo, że nie musiałem po tym jak związałaś się z innym wiedząc o moich uczuciach. Przepraszam, nie chcę tego słuchać.
LL. - Zayn! Ale ty tego nie rozumiesz, to jest cholernie skomplikowane. Ja jestem cholernie skomplikowana! Ja ci muszę to powiedzieć, bo nie chcę cię stracić.- Oderwałam się od niego, musiałam widzieć na wprost jego reakcje więc przysunęłam fotel i usiadłam na przeciw.
Z. - No więc, proszę mimo, że nie chcę wysłucham cię.
LL. - Zayn, bo ja.. ee jesteś drugą osobą której to mówię.
Z. - Niech zgadnę, Max? - powiedział to nieco nie miłym tonem, ale mu się nie dziwię.
LL. - Mylisz się, był to doktor Marco. On jedyny wie, że kocham trzech mężczyzn naraz, i nie potrafię sobie z tym poradzić. Rozumiesz?
Z. - Ta, mam rozumieć, że nie masz już kawałka serca dla mnie bo kochasz Maksa, Harrego i Thomasa.
LL. - Nie Zayn! Znowu się mylisz. Bo ja kocham Maksa, dlatego z nim jestem. Zgodziłam się, chociaż nie byłam tego pewna, czy powinnam. Kocham Stylesa, i tak bardzo tego żałuję chciałabym wybić sobie miłość do niego z głowy, ale nie potrafię bo moja nienawiść jest słabsza od tego czym go darzę. Trzecią osobą jesteś ty. Tak , możesz mi nie wierzyć. Dlatego uznałam, że muszę z tobą porozmawiać, bo nie chcę cię stracić. Bo cię kocham, tak samo jak tamtą dwójkę. Wiem, wiem powiesz dziecko.
Z. - Przepraszam, muszę się przejść. - rozpłakałam się, liczyłam na słowa otuchy. Typu, że to minie, mimo, że nawet mógł tak nie myśleć. Liczyłam na jakie kolwiek słowo które byłoby proste? Na przykład, Zaczekam? Może na za dużo liczę? I może on miał kiedyś rację krzycząc do mnie, że jestem rozpieszczonym bachorem? Drzwi trzasnęły on wyszedł. Nie potrafię tu siedzieć i ryczeć. Ja muszę to odreagować. Wyjęłam telefon. Nie byłam pewna do kogo zadzwonić. Rzuciłam go w kąt, chwyciłam portfel wrzuciłam luzem kasę do kieszeni spodni. Zbiegłam na dół, chwyciłam za buty które szybko nałożyłam. Wiedziałam, że mam mało czasu, za pięć sekund już tu wszyscy będą. Mogłam postarać zrobić się to wszystko ciszej, ale wtedy zajęłoby to więcej czasu. Usłyszałam głosy, otworzyłam drzwi i zaczęłam biec.
PRZEPRASZAM, NIE MAM OSTATNIO WENY. 
TAK SAMO JAK OCHOTY, TUTAJ PISAĆ. 
POSTARAM SIĘ WSZYSTKO NADROBIĆ. 

KOMENTUJCIE! PROSZĘ, BO NIE WIEM CZY JEST SENS DALEJ TO PROWADZIĆ.

czwartek, 9 sierpnia 2012

Rozdział 65.

Nie chętnie usiadłam między Liam'em, a Niall'em. To chyba było najgorsze rozwiązanie. Gdyż przed oczami miałam Malika. Tak bardzo było mi go szkoda, nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Nie chciałam znowu widzieć tego bólu. Wyjęłam telefon, podłączyłam słuchawki, włączyłam muzykę i włożyłam je w uszy. Nie chciałam z nikim rozmawiać, chciałam uniknąć zbędnych pytań.  Teraz to mnie dobiło, w moich uszach zaczęło lecieć wykonanie Zayn'a "Let Me Love You". Chciałam przełączyć, lecz nie potrafiłam. To było ode mnie silniejsze. Nawet nie wiem, jak to znalazło się w moim telefonie, nie słucham raczej takiej muzyki. Nie słucham żadnego łan dajrekszyn, nie przepadam za słitaśnym popem. Poczułam, jak łza płynie po policzku. Było mi nie konfortowo, jeszcze czułam przeszywający wzrok chłopaków. Dostałam sms'a, od Maksa. "Kocham Cię, kiedy się zobaczymy? :(" uśmiechnęłam się lekko, widać on ma taką samą opsesje na mnie jak ja na nim. Słodko. Odpisałam; "Ja ciebie też, tęsknię. Nie mam pojęcia. :c". Wydawało mi się, że słyszę swoje imię. Ale pewnie mi się przesłyszało. Poczułam lekkie szturchnięcie w rękę, i ktoś wyjął mi słuchawkę z ucha.
Li. - Lil , słuchasz nas?
LL. - Ee, nie. I nie mam zamiaru. - warknęłam, mimo, że to pytał Liam. Z którym mój kontakt nie należy do najgorszych. Było mi źle, że się do niego tak odezwałam. Ale nie mogę, mieć z żadnym z nich dobrych kontaktów. Czemu? Bo może być to wykorzystane, potem przeciw mnie. A po za tym są to najlepsi przyjaciele mojego braciszka. Na samą myśl się skrzywiłam.
Lo. - Lilian, porozmawiamy w domu. - dobiegł mnie głos z przodu.
LL.- Śmiechowe.
N. - W ogóle, długo jesteście razem?
LL. - Moja sprawa, wyłącznie.
Li. - Lil, proszę. Nie bądź taka. Zrozumiem, jak będziesz się tak odzywać to Harrego i Louisa. Masz powód, no i jeszcze zrozumiałbym do Niallera. Ale Ja i Zayn, co ci zrobiliśmy?
LL.- Racja, powinnam być nie co milsza dla was. Ale..
Z. - Ale jesteśmy przyjaciółmi twojego brata, ta? - pokiwałam głową.
N. - A czemu mnie ma niby traktować tak jak ich? jak śmiecia?
LL. - Może dlatego, że jeszcze nie dawno, ty mnie gorzej potraktowałeś. - powiedziałam spokojnie.
N. - Przepraszam, zauroczenie, tak na mnie zadziałało.  - zrobił smutną minę, ale takie triki na mnie nie działają. Wyrosłam, z takiego czegoś. Sama też staram się nie działać, miną no chyba, że do Misiaka. Dojechaliśmy wreszcie pod dom.
LL. - Liam, mógłbyś wziąć? - zapytałam się normalnie, tak jak chciał.
Li. - Jasne i dzięki. - uśmiechnął się. Wysiedliśmy, Styles poszedł otworzyć drzwi, Louis parkował samochód w garażu. Liam brał moją walizkę, Nialler biegł do domu krzycząc, że zgłodniał. A Zayn, szedł jakiś smutny. Muszę z nim pogadać. Chyba mi na nim zależy. Wszyscy weszliśmy do środka, zdejmowaliśmy buty.
LL. - Zayn, moglibyśmy porozmawiać? - spojrzałam mu prosto w oczy, starał się tego uniknąć tak jak ja wcześniej.
Lo. - Mieliśmy porozmawiać. - powiedział, nie co poważniej.
LL. - Spierdalaj, nie mam ochoty z tobą rozmawiać.
Lo. - Oo , a z nim masz?
LL. - Tak mam, wiesz są takie osoby, których stracić się nie chce. - warknęłam.
Lo. - A ja?
LL. - Ciebie, już dawno straciłam.
Lo. - Myślałam, że doszliśmy do porozumienia.
LL. - Tak, kurwa dopóki nie zapisałeś mnie do jakiegoś internatu. - Chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam. - Dobra skończ, to jak Zayn. Jeśli się zgadzasz, przyjdź za pięć minut do mojego pokoju. - Chwyciłam walizkę i z wielką trudnością, zaczęłam ją wciągać po schodach. Styles przeszedł obok mnie obojętnie, znowu to zabolało. Chyba nigdy się od tego nie uwolnię.. zawsze będzie dla mnie kimś ważniejszym. Ledwo wciągnęłam walizkę po schodach, już się wywaliłam. Tak , tak ja i moje szczęście. Walizka zjechała na dół. Leżałam, jak ostatnia ciamajda. Koło mnie znowu przeszedł ten debil, zmierzył mnie wzrokiem. Zatrzymał się i zaczął się śmiać. Wszyscy się zbiegli..

16 komentarzy = Nowy rozdział. :3


środa, 8 sierpnia 2012

Rozdział 64.

Tak, jak Maksiu wspominał Pizzeria, była bardzo blisko jego domu. Szedł z nami Liam, reszta poszła po samochód. Mieliśmy jeszcze jakieś dziesięć minut drogi.
Li. - Gratuluje, pasujecie do siebie. - Wiedziałam, że mówi prawdę, a nie tak jak reszta jest sztuczny.
M. - Dzięki, chyba jako jedyny na to dobrze zareagowałeś.
LL. - Noo, zgadzam się. Reszta była strasznie sztuczna.
Li. - Oj tam, przyzwyczają się.  Po jakimś czasie.
M. - Ta, kiedyś. Kiedy macie kolejny wyjazd?
Li. - A co już chcesz się nas pozbyć?
LL. - Chętnie.
M. - Wiem, że teraz moje kontakty z Lil będą ograniczone.
Li. - No pewnie tak.. - Doszliśmy do jego domu. Uwielbiam ten budynek. W salonie zastaliśmy rodziców Max'a. Liam się zdziwił, tak jak ja wczoraj.
T.M. - O już jesteście. Zastanawialiśmy się z Raye gdzie was wywiało, gołąbeczki.
M.M. - O, przyprowadziliście kolegę. - Liam podszedł podał rękę dla Edwarda, przywitał się to samo zrobił z Raye.
M. - Lil, zostań tutaj. Ja pójdę cię spakować.
LL. - No dobrze. - powiedziałam nie chętnie.
T.M. - O widzę, że już nas opuszczasz.
LL. - Niestety, podziękujcie opiekunką. - powiedziałam nie chętnie.
Li. - Daj spokój, wiesz, że Lou bardzo na tobie zależy.
LL. - Taa, i co jeszcze? jeżeli by mu na mnie zależało nie wysyłałby mnie do jebanego internatu!
T.M. - Do internatu powiadasz.. Wiesz ja mam lepszy pomysł! - Maks właśnie wrócił z moją walizką.
M. - O jeżeli mój rodziciel ma pomysł, to musi być to coś dobrego. Tak samo jak ja. - wyszczerzył się i wszyscy zaczęli się śmiać. Maks podszedł do mnie i mnie przytulił.
T.M. - No tak Maks, masz racje. Ty też byłeś moim pomysłem. - Powiedział to dumnie i wszyscy zaczęli się znowu  chichrać.
Li. - Niech pan szybciej mówi, co to za pomysł. Bo my będziemy musieli lecieć.
T.M. - No więc, mój synek pewnie się nie chwalił, że jego tatuś jest dyrektorem szkoły. - wytrzeszczyłam oczy. Właściwie nic nie wiem, prawie o jego rodzicach.. 
M. - Tato, to jest męska szkoła.
T.M. - Męska, oj tam. Znajdzie się tam dla Lilo miejsce! Nie masz się czego mała obawiać. Jest jak każda szkoła, tyle ,że uczą się w nim sami mężczyźni bo jest w tygodniu około dwudziestu lekcji wychowania fizycznego. I żadna dziewczyna, na którą stać na tą szkołe. Nie chce do niej chodzić. 
M. - Tato, nawet ja nie chodzę do tej szkoły!
T.M. - No tak, racja. Przepraszam.
Li. - Ee, to my będziemy już wychodzić. Miło było państwa poznać. - podszedł wziął moją walizkę.
Ja podeszłam do Maksa. Mocno go przytuliłam i czule pocałowałam, nie chciałam stąd wychodzić. Ale no cóż życie. Oderwaliśmy się od siebie.
LL. - Zadzwonię, wieczorem. Do widzenia. - Z Liamem, kierowaliśmy się do wyjścia.
M.M. - Do zobaczenia. - Powiedziała wesoło, Raye. Czułam, że oczy robią mi się szklane. Muszę być silna! Maks gdy zobaczył moją twarz, skamieniał. Wiedział, że cierpię. A nie mógł nic na to poradzić. Powiedział bez głośnie "Love you", a ja odpowiedziałam szeptem "me too". Wyszliśmy, samochód już na nas czekał. Nie zdążyłam zamienić nawet słowa, z Liamem. Sądziłam, że potrzebuje z nim rozmowy.. Ale nie postaram się być silna! Mam przecież Maksa, może uda mi się go namówić i razem uciekniemy? Byłoby to jak na razie najlepsze zdarzenie w moim życiu. Wsiadłam bez słowa, do Vana. Który kierował Louis, a obok niego był Hazza. To oznaczało, że styłu będziemy my w czwórkę..

16 komentarzy = nowy rozdział .

Rozdział 63.

Wyszliśmy z lokalu.
Lo. - To gdzie idziemy jeść?
M. - Chodźcie nie daleko mojego domu, jest dobra restauracja.
Li. -  Okej. - wszyscy się zgodzili. Mimo lekkiego focha, podeszłam do Maksa złapałam go za rękę i się w niego wtuliłam. Wiedziałam, że oni nam się przyglądają. Chciałam, żeby Harry był zazdrosny, ale nie tylko dlatego byłam z Maksem. Ja go kocham, jestem tego pewna. Szkoda mi tylko Zayn'a tak bardzo się starał. Szliśmy w ciszy, która stawała się coraz bardziej krępująca. W końcu doszliśmy do tej według Maksia DOBREJ RESTAURACJI która okazała się pizzerią. Byłam mu wdzięczna, nie lubię sztucznie udawać, kulturalną, jaka przeważnie nie jestem. Weszliśmy do środka i usiedliśmy w koncie. Pomieszczenie było dosyć duże. Ściany były pomalowane graffiti w przeróżne wzorki, każda ściana była odmienna od siebie. Ale wszystko do siebie pasowało, było bardzo młodzieżowo. Usiedliśmy tak; Liam Ja i Maks. a po drugiej stronie Harry, Louis i Niall. Czułam przeszywający wzrok chłopaków. Maks wstał.
M. - No to pójdę zamówić, co chcecie?
Lo. - Ja z Harrym chcemy pizze xxl pepperoni. do tego pepsi.
Li. - ee, ja wezmę dużą porcję frytek i nuggetsy do tego kawa.
Z. - Dużą porcję pikantnych skrzydełek no i pepsi.
N. - Pizze xxl i do tego dwa hamburgery na ostro, no i pepsi.
M. - Okej, a nam zaraz coś wybiorę. - uśmiechnął się do mnie i odszedł.
Lo. - Co między wami jest?
Z. - On cię podrywa czy mi się zdaje?
LL. - A co ma być? - warknęłam.
Li. - Nie możemy chociaż raz porozmawiać normalnie?
LL.- Mówię normalnie. - Nie zmieniłam tonu i nie miałam zamiaru zmieniać. Wrócił Maks i usiadł.
M. - Za jakieś pięć minut, wszystko będzie gotowe. Ee, co jest?
Lo. - Podrywasz ją? - Mówił to spokojnie.
M. - Nie muszę. - To była, chyba najtrafniejsza odpowiedź.
N. - Ee, sorry możecie mi to wyjaśnić. Gubię się.
LL. - Nie ma co wyjaśniać, ja i Maks jesteśmy razem. - powiedziałam nieco milszym tonem i wtuliłam się w Maksa. Wszyscy mieli tak samo zdziwioną minę, Louis wyglądał jakby nie dowierzał, ale po chwili lekko się uśmiechnął. Niall wydał się smutniejszy, ale szybko to ukrył. Liam, się ucieszył, on jako jedyny będzie nas wspierał chyba najbardziej. Mhm, pewnie ciekawi co na to Harry. Chyba się wkurzył, a może posmutniał? zakrył swoje nieodczytane do końca przeze mnie emocje, sztucznym uśmieszkiem. Najgorzej było mi spojrzeć na Zayn'a. Było mi go cholernie szkoda. W końcu się odważyłam, mimo, że zauważyłam uśmiech na jego twarzy oczy były pełne bólu. Muszę z nim pogadać, to jest konieczne. Z myśli wyrwał mnie głos, jakiejś kobiety z tyłu która wołała, że stolik z numerem osiemnaście ma już gotowe jedzenie. Maks wstał i poszedł je przynieść. Rozdał każdemu zwinnie jego jedzenie. On miał pizze, którą mogłam także jeść a ja miałam zestaw śniadaniowy. Sześć tostów, myszka Mickey do tego kakao. Na widok tego śniadania, na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Dałam mu buziaka w policzek i szepnęłam dziękuje. Wszyscy się nam nadal przypatrywali, ale byli zajęci jedzeniem.. Po jakimś czasie każdy już zjadł.
Lo. - To co idziemy po twoje rzeczy Lil.
LL. - Ta, spoko. - powiedziałam bez entuzjazmu. Nie chciałam tego!
16 komentarzy = NOWY ROZDZIAŁ ! 
Przepraszam, nudny!

wtorek, 7 sierpnia 2012

Rozdział 62.

Obudziłam się jakoś sama z siebie. Otworzyłam oczy. Misiek jeszcze spał, spojrzałam na zegar na przeciw. Wskazywał dziesiątą. Czas wstawać, mamy dwie godzinki. Pocałowałam go w policzek. Od razu go to przebudziło. Otworzył oczęta, spojrzał na mnie i się uśmiechnął odwzajemniłam uśmiech i jeszcze raz dałam mu buziaka, tylko, że tym razem w usta. Odwzajemnił pocałunek, leżeliśmy tak jakiś czas.
LL. - Trzeba wstawać, mamy nie całe dwie godzinki. - mruknęłam. Powolnie wstaliśmy i ruszyliśmy do szafy. Gdzie moje ubrania też były włożone. Chciałam je spakować, więc zaczęłam je wyjmować, ale Maksiu zaczął je od nowa chować.
M. - Później to zrobisz, będziesz miała bynajmniej powód, żeby jeszcze raz tu dziś ze mną przyjść.
LL. - Świetny pomysł. Jeej, muszę się pożegnać z tym pokojem. - zrobiłam smutną minę.
M. - Nie smutaj, możesz tu przyjść w każdej chwili.
LL. - Ale wiesz, że już nie będziemy mieć takiego luzu? z Louisem.
M. - Jesteś pewna, że chcesz im mówić? Ta trójka się załamie.
LL. - Życie ci debile nie mają nic do gadania.
M. - Skaarbie, w końcu to twoi adoratorzy. - po tych słowach oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Ubraliśmy się i już była jedenasta czterdzieści, musimy wychodzić.
LL. - Najwyżej chwilę poczekają, głodna jestem.
M. - Zjemy tam. - Naciągnęliśmy buty na nogi i pogoniliśmy. Spojrzał na zegarek, za pięć. Nie zdążymy. Mamy jeszcze jakieś dziesięć minut drogi! Niech czekają idioci! Należy im się, szczególnie za ten internat. Przyśpieszyliśmy i równo o dwunastej weszliśmy do środka. Było mało osób, może dlatego, że żadna directioners nie wie, że będzie tu mega sławne łan dajrekszyn, na samą myśl o nich skrzywiłam się.
M. - Tam są. W rogu. - złapał mnie od tyłu i szepnął. Wtuliłam się w niego, z niechęcią powędrowaliśmy do stolika. Wszystko pili shake. Dopiero po chwili nas zauważyli i się wyszczerzyli. Postanowiłam, nie słodzić. I być po prostu szczera. Chociaż, właściwie przyda im się coś mocnego.  Zayn wstał abyśmy przeszli dalej do stolika, wszyscy chórkiem powiedzieli Cześć, czułam wzrok Harrego na sobie. Taki przeszywający, aż nie miły. Ale to on do mnie nie smsował, to on był z tą dziwką w Paryżu, mam Maksa którego kocham i jestem tego pewna. A w niego trzeba nauczyć się mieć wyjebane.
M. - Siemano. - usiedliśmy już na swoich miejscach. Wtuliłam się w Maksa.
Lo. - A ty co, nawet się nie przywitasz?
LL. - Jak się z kimś nie chcę widzieć, to nie mam zamiaru się witać. - warknęłam.
M. - Lil, spokojnie. - szepnął mi do ucha, lecz wszyscy to słyszeli. Przyglądali nam się.
Li. - Jak minęły te trzy dni?
Lo. - Podobno piłaś. - zmierzył mnie.
LL. - Nie twoja sprawa. A co do dni, były najlepsze. - pogłaskałam Maksa po ręce.
Z. - Chyba nie chcesz, z nami rozmawiać.
LL. - Szybki. - powiedziałam z przynudzeniem.
M. - A jak wam minęły dni?
Lo. - Raczej, dobrze.
Li. - Dużo pracy, mało zwiedzaliśmy. W nocy było najprzyjemniej w hotelach, można było się wyspać.
LL. - Mhmm. Co po niektórzy naprawdę spali. - prychnęłam w stronę Harrego.
N. - O co chodzi?
LL. - Misiek głodna jestem idziemy? - spojrzałam na niego błagalną miną.
M. - Nie wypada tak po prostu odejść, może zjecie z nami śniadanie? - wkurzył mnie trochę, ja chcę tu pobyć z nim sam na sam, żeby mi jeszcze przyzwoitki były potrzebne.
N. - Jasne, idziemy jeść. - powiedział ucieszony. Wyszliśmy z lokalu i skierowaliśmy się w stronę restauracji..
16 komentarzy = Drugi Rozdział ! 
Przepraszam was, ale nie zrobię dziesięć. Można powiedzieć, że te szesnaście
jest też trochę ze względu na to , że mam coraz mniej czasu na pisanie.
Wiem, że ten rozdział to kompletny nie wypał. Nic się nie dzieje i w ogóle.
A więc, co do tego Z KIM LILO POWINNA BYĆ.
CIĘŻKO BYŁOBY WAM WSZYSTKIM DOGODZIĆ,
 BYM MUSIAŁA PISAĆ KILKA WERSJI.
ALE PRZECIEŻ BLOG SIĘ JESZCZE NIE KOŃCZY, SĄDZĘ, ŻE ZDĄŻY BYĆ JESZCZE Z ZAYNEM. NIC NIE JEST WIADOME, NAWET DLA MNIE.
Pytanie od anonimka : "Ciekawi mnie czy ty masz taki sam charakter jak Lilo?????? :-)"
więc, jak dla mnie pytanie jest trudne. Coś ja na pewno mam z niej, a ona ze mnie.
Dosłownie takiego samego na pewno nie mam, ale sądzę, że może i są tu cechy których nie mam ale chcieć bym chciała.
PROSZĘ! NIE PISAĆ JAKO KILKA ANONIMÓW, BO TAK TO SIĘ WYDAJE.
UHUHU. może zorganizujemy kiedy SKYPE lub TINY? : 3 .

Rozdział 61.

W czasie jazdy rozmawialiśmy o filmach. Raye streściła nam cały film na którym byli. Wydawał się w miarę ciekawe. Potem zaczęła się dopytywać o nasz film. Gdy Max powiedział, że był o tańcu ona tylko głośno westchnęła. Już więcej o nic nie pytała. Spojrzałam przez okno, właśnie stawaliśmy na parkingu. Wyszliśmy z aut i pokierowaliśmy się do wielkiej bramy, przez którą wchodzi się do środka. Podeszłam bliżej Max'a, złapał mnie nie pewnie za rękę. Zrobiłam pewniejszy krok, przysunęłam się bliżej, ścisnęłam trochę mocniej rękę, aby wiedział, że też tego chcę. Uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam uśmiech. Moim oczom ukazał się cudowny widok. Mnóstwo kolorów, wiele karuzel. Wszystko zachęcało. Podeszliśmy z jego rodzicami do miejsca zapłaty. Nie wiem, ile to kosztowało. Ale będę musiała zwrócić im te pieniądze. W miarę przystojny kasjer zrobił nam pieczątki na dłoniach w kształcie Myszki Mickey i wpuścił nas dalej.
T.M. - To co? Jak za jakieś pięć godzin w tym miejscu? - Maks spojrzał na telefon.
M. - Czyli o dwudziestej tutaj, okej. - Jego rodzice odeszli. Skierowali się na gokarty. A my? my teraz szliśmy w stronę jakiejś wielkiej karuzeli..
Czas w Wesołym Miasteczku minął bardzo szybko. Max sprawdzał co jakiś czas telefon i gdy byliśmy przy stoisku z watą cukrową, powiadomił mnie, że mamy pięć minut. Te pięć godzin z nim były cudowne, byliśmy chyba na wszystkim. I na tych najfajniejszych po kilka razy. Ciągle trzymaliśmy się za dłonie, tak jakby to miał być nasz ostatni dzień razem. W pewnym sensie był.  Stanęliśmy w wyznaczonym wcześniej przez Pana Edwarda miejscu. Zaczynało robić się zimno. Wtuliłam się w mojego chłopaka. Ojej, dziwnie to dla mnie brzmi, jeszcze kilka godzin temu byłoby  w przyjaciela. Ale tak mi pasuje.
M. - Przepraszam, że nie pomyślałem o bluzie. - szepnął mi do ucha.
LL. - Nie twoja wina, ja też nie pomyślałam.
M. - O nareszcie. - Przy nas pojawili się weseli państwo Stweart.
M.M. - O co ja tu widzę. Jak mówiłam rano, ładna byłaby z was para.
LL.- Jest. - szepnęłam. Usłyszeli.
T.M. - Ale mam ładną synową. - wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. I nagle znaleźliśmy się w samochodzie. Postanowiłam sprawdzić telefon. Oczywiście jakby to nie było, był sms. Tym razem nie od Zayna, lecz od mojego braciszka. "Jutro o dwunastej w MSC." pokazałam to Maksowi. On jakby spochmurniał. Szepnął mi tylko, abym odpisała "Okej." i tak zrobiłam. Weszliśmy do domu.
M.M. - Chcecie coś gołąbeczki do jedzenia?
LL. - Ja dziękuje, jestem pełna waty.
M. - Ja coś zrobię. 
T.M. - Okej, to my idziemy do swojego pokoju. - Uśmiechnął się dziwnie. Złapał w pasie Raye i powędrowali do sypialni. My cicho wybuchnęliśmy śmiechem.
LL. - Nie chciałabym wiedzieć, co będą robić.
M. - Oj uwierz, ja tak samo. - zaczęliśmy się śmiać. - Co zjesz?
LL. - Przecież mówiłam już ,że jestem pełna.
M. - Ale ja cię nie wpuszczę do łóżka, bez kolacji. - Podszedł do zamrażarki i wyjął jedną długą zapiekankę, która miała jakieś osiemdziesiąt centymetrów, jak na moje oko. Włożył ją do mikrofalówki, o dziwo się zmieściła. Ustawił czas trzy minuty. I podszedł do mnie. I przytulił mnie mocno.
M. - Kocham cię. - szepnął, było to milutkie.
LL. - Wiesz, ja cię też, brzydalu. - Wystawiłam język, a on wyjął zapiekankę. Powędrowaliśmy na górę do pokoju. Teraz zaczęłam spostrzegać, że jak na chłopaka to on ma dziwny porządek, nawet ja takiego nigdy nie mam. Chociaż, u mnie to nie dziwne. Uwielbiam mieć wszystko po swojemu, nawet burdel. Usiedliśmy na łóżku. Max jakoś niezdarnie rozerwał zapiekankę. Zaczęłam się z niego śmiać, a on tylko powtarzał , że mógł to jednak zrobić nożem na dole. Zjedliśmy, karmiąc się wzajemnie. Przybliżyłam się do niego, wbiłam moje usta w jego. Trwało to dosyć długo i było bardzo namiętnie.
LL. - Muszę się przebrać. Podasz mi coś do spania? - zrobiłam minę słodkiego szczeniaczka.
M. - A co chcesz? możesz spać w bieliźnie mnie to nie przeszkadza. - wyszczerzył się.
LL. - Oj, ale to głupio będzie wyglądać, jak twój tata przyjdzie nas budzić. - Wystawiłam mu język.
M. - Jutro nie przyjdzie, będą spali do dwunastej, po upojnej nocy jak zawsze. A nas już nie będzie.
LL. -  Ale mi w koszulce wygodniej. - przeciągałam dłużej.
M. - No dobra. - powiedział zrezygnowany, podszedł do swojej szafy i rzucił mi koszulkę z batmanem. Potem położył się obok mnie. Wtuliłam się w niego. Nie mogłam zasnąć, może dlatego, że nie chciałam aby ta noc szybko minęła, jutro już koło niego nie zasnę, najwyżej będziemy się spotykać w dzień, wątpię, żeby moja opiekunka Louis gdy dowie się, że z nim jestem pozwoli mi u niego spać. Zacznie się albo nabijać, albo będzie prawił kazanie, że jestem za młoda. 
LL. - Max , śpisz?
M. - Nie mogę usnąć, nie chcę się jutro obudzić bez ciebie.
LL. - Ja tak samo. - Wtuliłam się mocniej. - Czy twoja mama lubi taniec?
M. - Oł, była kiedyś zawodową tancerką. Ale później miała kontuzję, która nie pozwoliła już jej tańczyć.
LL. - Aham, to dlatego miała taką smutną minę jak powiedziałeś na jakim filmie byliśmy.
M. - No tak. - Szepnął i nagle oboje odlecieliśmy..

16 komentarzy = NOWY ROZDZIAŁ !:3.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Rozdział 60.

Trzeba się ogarnąć, nie wiem gdzie jedziemy. Ale głupio byłoby gdybyśmy razem z Maksem wyszli cali zapłakani. Mruknęłam do niego, czy ma chusteczki. Wyjął z siedzenia opakowanie i mi podał. Przetarłam szybko sobie twarz, a potem jemu.
M. - Dziękuje, że jesteś. - to drugie powiedział szeptem. Uśmiechnęłam się. Miałam nadzieję, że jeszcze kiedyś porozmawiamy, trochę bardziej o nim. Bo co jak co, ale teraz ciągle jest o mnie.
~*  Oczami Max'a *~
Opowiedziałem, jej wszystko. Oboje płakaliśmy, tak wiem. Może wydawać się to śmieszne, chłopak płakał. Ale to naprawdę, nie jest proste. Nie wiedziałem jak to przyjmie, może poczuje się oszukana? Ale po prostu rzadko rozmawiamy o mnie, mi tu nie przeszkadza. Ale nie chcę, żeby później, tworzyły się sytuacje. W których wyniknie coś złego, typu kłótnia dajmy na to z powodu kłamstwa?zatajenia? Z myśleń, wyrwał mnie wesoły głos matki. Ciekawe co tym razem wymyśliła..
M.M. - Więc jesteśmy na miejscu. - powiedziała z entuzjazmem, spojrzałem na Lil. Jej wzrok był pytający. Tak jakby chciała się zapytać, czy zwiewamy. Kiwnąłem głową w stronę drzwi, aby je otworzyła..
~* Oczami Lilo. *~
Wysiedliśmy. Znajdowałam się pod kinem. Nie no, co jak co dobry pomysł. Max się uśmiechnął gdy zobaczył gdzie podjechaliśmy. Szliśmy w ciszy do środka.
M. -  Na co idziemy, też zaplanowałaś? - powiedział to przyjaznym tonem.
M.M. - Niee, to znaczy my z Edwardem idziemy na MARGARET możecie iść z nami.
M. - Ee, nie dzięki. My zaraz coś wybierzemy. - rodzice odeszli, poszli zakupić jedzonko.
LL. - Może Step Up 4 Revolution? 
M. - Oo , no świetnie. Co bierzemy?
LL. - Popcorn i cole, standard. - wyszczerzyłam się.. Mieliśmy jeszcze jakieś dwadzieścia minut, aż rozpocznie się seans. Usiedliśmy na kanapie w kącie. Było to idealne miejsce, gdyż widziało się z stąd wszystko. A reszta cię jakby nie widziała.
M. - Naprawdę sądzisz, że  bylibyśmy dobrą parą?
LL. - Mooooże. - prychnęłam, nie chcę tutaj teraz o tym rozmawiać. Jeszcze nic nie wiem..
M. - To nasza ostatni w pełni wspólny dzień. - powiedział smutno.
LL. - Chętnie bym z tobą słodki zamieszkała, no ale cóż jest jeden dość wysoki problem.
M. - Looooooouis. - mruknął. Pokiwałam głową. - A moglibyśmy spróbować?
LL. - Max, ale jak nam nie wyjdzie, obiecujemy sobie, że nasza przyjaźń się nie zepsuje?
M. - Nie chciałbym tracić takiej ślicznoty. - wyszczerzył się. Spojrzałam na telefon, wiadomość. "Nie rozumiesz, że jesteś dla nas wszystkich kimś ważnym?" było to od Zayn'a. Max to zauważył.
M. - Odpisz mu, nie wypada zignorować.
LL. - Taa. - mruknęłam. Odpisałam proste "Pierdolcie się" pokazałam to Stweartowi i zaczął się śmiać.
M. - Wredota. - pocałował mnie w policzek.
LL. - Mrrm. słodziak. - wyszczerzyłam się. Powędrowaliśmy na seans. Uwielbiam taniec, więc film bardzo mi się podobał. Chociaż większą uwagę poświęcałam chyba Maksowi. Mimo, że to nie horror. Nie było nic strasznego, tuliłam się do niego. Podobało mu się to. Po seansie wyszliśmy i od razu wpadliśmy na Raye i Edwarda.
T.M. - Jak film?
LL. - Świetny, a państwa?
M.M. - Też, też. Teraz kierunek Wesołe Miasteczko. - powiedziała wesoło. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy.


16 komentarzy = Nowy Rozdział.
teeeż was KOCHAM ! :) .

niedziela, 5 sierpnia 2012

Rozdział 59.

Zarumienił się. Nie wiedział co powiedzieć, nie dziwię mu się. 
M. - Lil.. - przerwałam mu.
LL. - Dobra, spoko. Nie ma sprawy. - uśmiechnęłam się przyjacielsko, miałam nadzieje, że to jakoś załagodzi sytuację.
M. - Ja naprawdę przepraszam. - mruknął cicho.
LL. - Max! Do cholery, przecież mówię, że nic się nie stało. Rozumiem. Spojrzałam co wybrał mi Maks. Zestaw składał się z siwej koszulki z niebieskim kurczakiem, czarne rurki i siwe vansy. Ma chłopak stylówe.
LL. - Jeej, teraz to my naprawdę będziemy do siebie pasować. - zaczęłam się ubierać.
M. - Co jak co, ale moja mamuśka miała rację. Ładna byłaby z nas para.
LL. - Rozmyślałam nad jej słowami i może i by nam się udało, ale czy możemy porozmawiać o tym później. Twoi rodzice czekają.
M. - Spoko, księżniczko. - wyszczerzył się. Podbiegł do szafki i wyciągnął dwa fullcapy. Różowy dla siebie i niebieski dla mnie. Ja w tym czasie poprawiłam makijaż i fryzurę. Chwyciłam telefon, widniała na niej wiadomość. Przepraszam, źle to ujęłam. Widniała w niej informacja o kilkunastu wiadomościach. Nie miałam ochoty na popsucie sobie humoru, dzisiaj mój ostatni dzień wolności bez tych debili. Schowałam komórkę do kieszeni. Wskoczyłam Maksowi na barana i powędrowaliśmy do samochodu. Myślałam, że jego rodzice coś skomentują, gdy weszliśmy do środka, że długo czy coś. Ale nie, usłyszałam tylko głośne : "No to czas, jedziemy" powiedziała to Raye. Usiadłam na tyle razem z Maxem. On zajął się komórką, postanowiłam ogarnąć jednak te smsy od NICH. Przeczytałam jedenaście i wszystkie były podobnej treści.  "Proszę, odpisz. Martwimy się." i pisał tak każdy, oprócz Harrego. Zabolało. Ostatni sms był od Zayn'a, mianowicie był to ten który ostatnio czytał mi Maks. Postanowiłam na niego odpisać. " Noc była udana, oczywiście nie odbyło się bez %%, wyspałam się wszystko okej. Jadę na wycieczkę. Nie piszcie do mnie, nie psujcie mi humoru !". Wysłałam. Postanowiłam sprawdzić twitter'a. Zalogowałam się, właściwie pierwszy raz na telefonie. Zauważyłam wpis ELIZKI . "Czuje się jak w bajce, z najukochańszym w Paryżu." czułam, że łzy napływają mi do oczu. Rzuciłam telefonem, dosyć mocno. Na szczęście z przodu nikt tego nie zauważył. Maksiu przesiadł się na miejsce środkowe.
M. - Lil, nie płacz. Proszę.. co się.. - nie dokończył, bo podniósł telefon i sam to zobaczył.
LL. - A jeszcze był się pożegnać i niby mnie najbardziej kocha. Pff chuj. - na ostatnie słowo ściszyłam głos, aby Rodzice M nie usłyszeli, nie wiem czy tolerują przekleństwa, tym bardziej u dziewcząt.
M. - Zapomnij o nim, a z tym ostatnim się zgodzę. 
LL. - Nawet, nie wiesz jakie to trudne.
M. - Uwierz, wiem co to znaczy Starać się zapomnieć o tej jedynej osobie. - Zaczęłam się mu uważnie przyglądać, czyżby kiedyś kogoś stracił? i czemu mi o tym nie powiedział. Poczułam się oszukana.
LL. - Jaka ona była?
M.  - Śliczna, blondynka. O turkusowych oczach, zawsze się sprzeczaliśmy ja mówiłem, że są niebieskie, a ona , że zielone. Wreszcie zakończyliśmy spór słowem turkusowe. Miała cudowny głos.Była idealna. - słuchałam go uważnie, tak aby zobaczyć ją w myślach.
LL. - Co się stało, że nie jesteście razem? - widziałam, że jego oczy się zaszkliły.
M. - Zdradziła mnie z moim kuzynem. Potem mówiła, że mnie kocha, ale okłamywała. W ten sam czas z nim chodziła. Powiedział mi, mówił, że nic nie wie. A ja go popchnąłem, wleciał pod samochód iii . - głos mu się załamał. Pierwszy raz widzę go w takim stanie. I wszystko przez taką dziwkę. Domyślałam się co się stało.
LL. - Umarł.. ? - powiedziałam ledwo szeptem. Było to trudne dla mnie, a co dopiero dla niego. Pokiwał głową, łzy leciały po jego policzkach. Po moich tak samo. Nie wiem czy z powodu Harrego, Elizki czy z powodu krótkiej zwięzłej historyjki Maksa.. Tyle emocji naraz. To mnie po prostu przerosło..
16komentarzy = nowy rozdział.

sobota, 4 sierpnia 2012

Rozdział 58.

Jego głos sprawił, że po moim ciele przeszedł miły dreszcz. Zauważył to i wystawił rząd swoich ząbków. Chwycił delikatnie moją dłoń i lekko pociągnął za sobą. Prowadził mnie na górę, tam mogliśmy porozmawiać w spokoju. Otworzył jednym ruchem drzwi, do swojego pokoju. Dla wielu mogłaby się teraz odbyć namiętna noc, tak zwane obalanie mitu przyjaźni damsko-męskiej i wskoczylibyśmy teraz do łóżka. Ale nie, puściliśmy swoje ręce. Maks usiadł na krzesełku przy biurku, ja obok na podłodze. Oparłam swoją głowę o jego kolana. Było mi nawet wygodnie, bawił się moimi włosami.
LL. - Max, ja nie chciałabym wam dzisiaj przeszkadzać. Nie chcę zepsuć rodzinnego dnia, który u ciebie zdarza się dosyć rzadko. -  Wygłosiłam swój monolog. Zrobiło mi się przykro, przedtem sądziłam, że brak rodzinnej więzi nas łączy. Ale on jednak miał rodzinkę i to nawet fajną, nie to co ja. Byłam smutna, a zarazem poważna. Na szczęście nie widział mojej miny. Siedziałam do niego tyłem.
M. - Ja piękna bez ciebie nigdzie nie idę nie jadę, rozumiesz? chcę abyś towarzyszyła mi w tym dniu. - mówił to tonem rozpieszczonego dzieciaka.
LL. - Słodkie. - Mruknęłam pod nosem i delikatnie się uśmiechnęłam.
M. - Tak, tak wiem, że jestem słodki. - Chciałam coś powiedzieć, ale doszedł do nas głos z dołu. To Raye wołała nas na dół. Zeszliśmy posłusznie. Właściwie to zostałam zniesiona. Maksymilian nawet nie raczył mnie puścić, gdy doszliśmy.
M.M. - Słodka z was para. 
M. - Już drugi raz słyszę, że jestem słodki. - wyszczerzył się.
LL. - Ee , ale my nie jesteśmy parą.
M.M. - No , tak tak.. ale byście pasowali . - uśmiechnęła się, miała uśmiech jak syn.
T.M. - Tak, tak skarbie masz rację. Pasowaliby, byliby idealną parą. - Zarumieniłam się. Ale niech oni pomyślą, czy warto byłoby ryzykować taką idealną przyjaźń? na coś więcej, co może nie rozkwitnąć? przez co nasze stosunki mogą się zniszczyć? nie chciałabym go stracić..
M.M. - Gotowi? - powiedziała z entuzjazmem. Max dodał zawsze, takim samem tonem jak matka. Są jak dwie krople wody. Ona jest ładna, on jest przystojny. Ten sam uśmiech, te same oczy. Kolor włosów, i sposób wyrażania emocji. Wyrwałam się z jego rąk. I podeszłam bliżej jego rodziców.
LL. - Przepraszam, że przedłużam. Ale czy mogliby państwo zaczekać chwilunię tylko ogarnę walizkę i już znikam. - Starałam się wymówić to jak najszybciej i jak najpłynniej. Mam nadzieję, że zrozumieli.
M.M. - Ale jak to? Gdzie ty chcesz wyjść? przecież ty jedziesz z nami.
T.M. - No właśnie.
LL. - Ale ja nie chciałabym.. - Max mi przerwał.
M. - Tak, tak nie chciałabyś nam przeszkadzać. Lilo! już o tym rozmawialiśmy, ja bez ciebie się nigdzie nie ruszam. A moi rodzice nie pozwolą ci pojechać do hotelu. - Chciałam mu przerwać, ale nie dał mi dojść do słowa. - Przecież oboje dobrze wiemy, że nie pojechałabyś do domu brata. - skarciłam go wzrokiem.
M.M. - Jesteśmy aż tacy straszni, że nie chcesz z nami spędzić trochę czasu?
LL. - Ale to rodzinna chwila. Nie chcę przeszkadzać.
T.M. - Dziewczyno, zrozum, że nie będziesz przeszkadzać. Jesteś mile widziana zawsze w naszym domu. A dzisiaj chcemy, abyś spędziła ten dzień z nami. Macie jakieś osiem, dziesięć minut. My z Raye poczekamy w samochodzie, mamy wszystko? - spojrzał pytająco na kobietę, a ta kiwnęła głową i wyszli z domu.
M. - Chodź pójdziemy się przebrać. - Chwycił moją dłoń, znowu przeszedł po mnie dreszcz i znowu on to zauważył. - Jeej jak ja na ciebie działam. - zrobił swój seksowny uśmieszek po czym walnęłam go w ramię. Zarumieniłam się. Ze śmiechem powędrowaliśmy do obecnie wspólnego pokoju.
LL. - Może ja wybiorę tobie ubrania, a ty mi ? - jakoś na szybko wpadło mi do głowy.
M. - Świetny pomysł. Ale tak normalnie, więc raz. Dwa, mamy dwie minuty, trzy. Już po chwili wybrałam mu luźną czarną koszulkę z różowym, zabawnym królikiem. Do tego siwe rurki i czarne vansy. Odwróciłam się i wręczyłam mu zestaw. Właściwie się wymieniliśmy, bo dla mnie też był już gotowy. Chwyciłam za bieliznę i powędrowałam ją zmienić w łazience. Gdy wyszłam, okazało się, że Maksiu zdążył już się ubrać stał tyłem do mnie, właściwie nakładał już drugiego buta.
M. - Maasz świeet.. - przerwał, bo odwrócił się i mnie ujrzał. Szybko złapał się za krocze, chyba po to abym nie zauważyła, że mu po prostu stanął. Zaczęłam się śmiać i powtórzyłam jego własne słowa.
LL. -  Jeej, jak ja na ciebie działam.
Byłby szybciej, ale wybrałam się na Dni Otwarte Elbląga,
gdzie był koncert Afromental. no i występowali jeszcze,
Piasek i ktoś tam jeszcze, ale już mnie nie było. Wolałam Mc.

16 komentarzy = nowy rozdział.
NIE LUBIĘ TEGO, ALE MUSZĘ! TYLE WAS CZYTA, 
A PRAWIE NIKT NIE KOMENTUJE. :c