poniedziałek, 30 lipca 2012

Rozdział 54.

Obudziłam się. Nie mam pojęcia ile spałam, ale wydaje mi się, że mało. Długo rozmyślałam o chłopakach. Czy to możliwe, żebym spodobała się Niall'owi? to niedorzeczne jak dla mnie. Czy potrafię wybaczyć Harremu? jak na razie, chyba nie. Co z Zayn'em? uroczy, zauroczyłam się? możliwe. Ale nie powiedziałam doktorkowi wszystkiego jest jeszcze Thomas do którego też zaczynam coś czuć. Wkurza mnie to. Czemu nie mogłabym być normalną dziewczyną, która ma koleżanki, a nie kolegów? wszystko byłoby prostsze. Z rozmyśleń wyrwało mnie trzeszczenie otwieranych drzwi. W sali pojawiła się owa staruszka, którą miałam nazywać ciocia Pia. Promieniowała szczęściem, bynajmniej tak mi się wydawało. Przyniosła śniadanie.
Pi. - Mam nadzieję, że cię mała nie obudziłam. - Uśmiechnęła  się, jeszcze bardziej.
LL. - Nie, nie. Przepraszam, ale co się stało, że się pani uśmiecha? jej przepraszam, głupio zabrzmiało. - zakłopotałam się, nie tak chciałam o to zapytać.
Pi. - Nic się nie stało. Chciałaś się zapytać, o powód z jakiego zawsze mam dobry humor, tak?
LL.- No tak.
Pi. - Ciesz się życiem, każdą chwilą. I to jeszcze w moim wieku.
LL. - I co pani po prostu idzie drogą i powtarza sobie te słowa?- Patrzyłam z niedowierzaniem.
Pi. - Nie, myślisz, że chciałoby mi się tak często powtarzać? staram się to mówić dwa razy dziennie, no chyba, że jest źle.
LL. - Aham.. - kobieta powiedziała, że musi wracać do pracy i wyszła. I co takie zdanie ma mi pomóc? jak dla mnie ono nie sprawi uśmiechu na twarzy. Nie rozumiem. Spojrzałam, co dzisiaj ciotka przyniosła do jedzenia. Były to zwykłe płatki. Zjadłam ze smakiem, lubiłam takie zwykłe, pospolite śniadanie. Drzwi się otworzyły i pojawił się w nich Max. Na jego widok, uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy.
M. - O widzę, że moja księżniczka ma świetny humor. 
LL. - No, raczej. Wiesz dopóki nie włączę laptopa, humor będę miała świetny.
M. - Ou.. Chyba wiem, o co chodzi. Dzisiaj wychodzisz?
LL. - Właściwie to nie wiem, raczej tak.
M. - Będziesz przez te trzy dni nocować u mnie, prawda?
LL. - Maax, ja.. - przerwał mi.
M. - Tak, wiem mam ładne imię. A ty nocujesz u mnie i nie ma gadania.
LL. - Ale. - znowu mi przerwał.
M. - Nie ma żadnego ale. - drzwi zaskrzypiały a do sali wszedł lekarz.
M. - To ja może, na chwilę wyjdę. - speszył się chyba.
Dr. - Nie ma takiej potrzeby. Lilo, widzę, że zjadłaś. Przebierz się spakuj i przyjdź do mojego gabinetu umówimy datę kontroli psychologicznej i będziesz mogła wyjść. - uśmiechnął się i wyszedł. Wstałam z łóżka, nadgarstkiem nadal nie mogłam ruszać, bo strasznie bolało. Ale cieszę się, że już mogę wyjść z tych murów. Maks podniósł walizkę i pomógł pakować. Ja w tym czasie wybrałam jakąś dużą koszulkę i leginsy. Wzięłam bieliznę, buty i skarpetki i skierowałam się do łazienki. Ogarnęłam tam się. Umyłam twarz i zęby. Gdy wróciłam, panował porządek i żadnej mojej rzeczy już nie było tu. Domyśliłam się , że Stweart czeka już na zewnątrz. Skierowałam się do gabinetu Marco. Weszłam bez pukania, nie zdziwiło go to.
Dr. - Więc dwie wizyty tygodniowo, i jak będziesz miała jakiś problem, przyjdź pasuje?
LL. - No tak, ale nie ma wyznaczonych terminów? - wręczył mi kartkę.
Dr. - Tu masz mój grafik, przychodź w ten czas. - Skinęłam głową, powiedziałam do widzenia i wyszłam. Przed szpitalem czekał na mnie najlepszy przyjaciel na świecie.
M. - To co może lody? 
LL.- Oczywiście. - Uśmiechnęłam się i powędrowaliśmy w wyznaczone miejsce..


Jeszcze mój cudowny szlaban się nie skończył , właściwie to on nie ma wyznaczonego końca . -,-
Więc dziwicie się mojemu szlabanowi, ja osobiście nie.
Jestem czternastoletnią egoistką i leniem. Nie ma co się oszukiwać, że tak nie jest. Przez ostatnie dni wstaję po jedenastej leżę w łóżku i czekam aż zawołają mnie na śniadanie. Potem oglądam telewizję, wychodzę pływać z koleżanką, potrafię wrócić po 22 i kładę się do łóżka i tyle ze mnie pożytku. Potem jeszcze włączam na całą parę telewizor, tak, że ludzie z domu potrafią przychodzić i kilka razy uciszać. Czemu mam szlaban? Bo nie chce mi się robić nic w domu dosłownie. I już kilka razy byłam proszona o pomoc w ogródku, czego nienawidzę. Postaram się dzisiaj namówić mamę na zakończenie szlabanu, ale to będzie oznaczało poświęcenia z mojej strony. Nie wspomniałam jeszcze o wyzywaniu sióstr (4 i 17 lat.) no i ostrych kłótni z mamą. Nie jedzeniu niczego i aroganckich komentarzy przy jedzeniu. Tego jest jeszcze dużo.. typu nie sprzątanie w pokoju. itp. itd.

CZYTASZ ! TO KOMENTUJESZ. :)

sobota, 28 lipca 2012

Rozdział 53.

Podniosłam się. Miałam dość leżenia, miałam dość tego miejsca. Było tu nudno. Chwyciłam laptopa. Włączyłam z przyzwyczajenia Skype. Postanowiłam sprawdzić twitter'a. Nie wiem po co weszłam, tylko humor mi się zepsuł. Czemu? Bo dowiedziałam, się ,że ELIZKA leci z nimi do Paryża. Dobrze, że nie uwierzyłam Styles'owi, że mu naprawdę na mnie zależy. Odłożyłam, prawie rzucając laptopa obok. Spojrzałam na talerz który przyniosła ciocia Pia. Widniały na nim bułki z jakąś wędliną. Chwyciłam jedną, i tak po pięciu minutach nie było żadnej. Usłyszałam skrzypienie drzwi, sądziłam, że to pewnie Marco. Ale się myliłam, do sali wszedł Max. Nie wiedziałam jak mam zareagować, on chyba też wszedł nie pewnie, zamykając drzwi. Podszedł bliżej, i posłał mi uśmiech. Może sztuczny? sama nie wiem..
M. - Jak się czujesz? - tylko mogę się domyślać, że przyszedł tu z prośby dla chłopaków.
LL.- Chłopacy cię wysłali? - spojrzałam krzywo, nigdy jeszcze tak z nim nie rozmawiałam.
M. - Nie, sam przyszedłem, co już odwiedzić przyjaciółki nie można? 
LL.- Myślałam, że jesteś po stronie chłopaków. - postanowiłam mówić co myślę.
M. - Zawsze Księżniczko będę po twojej stronie. - poczochrał mi grzywkę.
LL. - Ehm.. dzięki. - Spojrzałam na zegarek za dwadzieścia dziewiętnasta, czyli mamy jeszcze jakieś dwadzieścia minut. Nie wiedziałam, o czym zacząć rozmowę. Miałam tyle mu do powiedzenia.
LL. - Czemu jestem taka głupia? - mówiłam, tak jakbym miała jakieś urojenia i mówiła do siebie.
M. - Mhm.. trudne pytanie. - uśmiechnął się złośliwie , po czym uderzyłam go w ramię i zaczęliśmy się śmiać. Rozmawialiśmy tak przez te dwadzieścia minut, pożegnałam się z nim buziakiem i wyszedł. Cieszę się, że moje stosunki z Maksiem, znowu są takie same, wiem, że komuś jednak na mnie zależy. Z myśli wyrwało mnie skrzypienie drzwi, które się uchyliły i do sali wszedł doktor.
Dr. - Widzę, że humor dopisuje.
LL. - Jak się ma takiego przyjaciela, to uśmiech nigdy z twarzy powinien nie schodzić.
Dr. - Widzę, że zjadłaś a ciotce powiedziałaś, że nie chcesz. 
LL. - Jakoś tak wyszło.. Wie pan chciałabym się zwierzyć.
Dr. - PAN ? bo się obrażę, przecież mówiłem Marco i słucham, domyślam się, że chodzi o miłość?
LL. - No tak, bo widzisz Marco. Wszystko zaczęło się kilka dni temu, do ich domu znaczy się do mieszkania sławnego łan dajrekszyn, przyjechał ich menadżer z siostrzenicą. Taki plastik, już od samego początku kleiła się do Harrego. A ja z nim byłam, ale nie oficjalnie.
Dr. - Nie oficjalnie? - roześmiał się.
LL. - Tak, że zachowywaliśmy się jak para, ale nie rozmawialiśmy na temat bycia ze sobą. To znaczy nie pytał się mnie o chodzenie.
Dr. - Rozumiem, mniej więcej. Mów dalej. - Uśmiechnął się zachęcająco.
LL.- No i wtedy ja uderzyłam tą Elizkę i pokłóciłam się z chłopakami, wtedy tylko Liam był po mojej stronie. Pojechaliśmy wszyscy nad plażę. Trzeba było rozdzielić trzy domki. Pierwszy oczywiście należał do menadżera i ochrony, drugi do chłopaków. Zostaliśmy w trójkę ja, Paul ich menadżer i ta Elizka. I nastała kłótnia, że żadna z nas nie chce ze sobą mieszkać, im moje słowa, że wolę spać tam na ulicy niż z nią bardzo przypasowały. I odeszli. Ja zostałam sama, zadzwoniłam do tego chłopaka co przed chwilą wyszedł. Jest to mój przyjaciel. I ja chciałam iść gdzieś najdalej od tej plaży. Ale on zadzwonił do chłopaków, żeby mnie znaleźli opowiedział im sytuacje, a sam obiecał, że za jakieś cztery godziny po mnie przyjedzie.
Dr. - Cztery godziny? - był zdziwiony.
LL. - Tyle mniej więcej trwa droga, na tamtą plażę. - kiwnął głową, że rozumie i kontynuowałam.
LL. - No i ja nie chciałam, żeby chłopacy mnie znaleźli, więc szłam dalej. Potem jednak spotkałam tego blondyna. Wykrzyczał mi prosto w twarz, że im tylko przeszkadzam, że mają przeze mnie kłopoty. Potem mnie uderzył mówiąc, że to za Elizkę. Popłakałam się, zadzwoniłam do Max'a. Wszystko mu opowiedziałam, dziwię się, że mnie zrozumiał. Potem znalazł mnie Liam, namówił, żebym wróciła. I poszłam do nich. Nic nie chciałam im mówić. Poszłam spać, a rano gdy zaczęli się mnie wypytywać przyjechał Max. Oczywiście Harry na początku był o niego zazdrosny, a potem się zakolegowali. Poszliśmy na plażę, wszystko im powiedziałam co zaistniało z Niallem. Podeszła do nas Elizka z jakimiś dziewczynami, chłopacy od razu stracili dla nich głowę i o mnie zapomnieli.. Jak wracaliśmy, wykrzyczałam im wszystko co sądzę. Nocowałam u Maksa gdy oni tam zostali. Potem dowiedziałam się ,że Harry jest z Elizką. Myślałam, że się zabiję, tak mnie to bolało, mimo, że to ja go odrzuciłam. Postanowiłam się odegrać przy pomocy kolegi, który udawał mojego chłopaka. Ale Styles się dowiedział, że to zmyślone. Grzebał w moim komputerze i wszystkiego się dowiedział. Tego dnia co tu przyjechałam, wszystko przemyślałam. Byłam ciekawa co Styles ma mi do powiedzenia, a ten tylko mówił ,że mnie kocha i ,że Elz się dla niego nie liczy. Ale ja nie potrafiłam, powiedziałam mu to co chciałam aby wiedział, przed moją śmiercią, że go kocham. Niestety, uratowaliście mnie. Chociaż nie wiem po co..
Dr. - Nie mów tak, każdy kto cię znał, doznał by jakiejś urazy. To wszystko? czy coś jeszcze, zanim zacznę swoją przemowę? - uśmiechnął się, dodawało mi to otuchy i pomagało zwierzyć się ze wszystkiego.
LL. - Nie, bo jest Zayn, wiesz ten Mulat? - skinął głową. - i my się pocałowaliśmy ale to było jeszcze przed Harrym. Ale on daje mi do zrozumienia, że mu na mnie zależy. Dzisiaj znowu chciał mnie pocałować.. Zaczynam się gubić. - zrobiło mi się smutno.
Dr. - Więc dwóch przyjaciół, obaj zakochani? trzeci przyjaciel to twój brat. Czwarty zachowuje się jak przyjaciel mówię tu o tym Liamie i blondyn który cię uderzył, ale zauważyłem, że teraz darzy cię chyba sympatią. - Że co? Nialler? Mnie? Sympatią? to mi się nie łączy.  Nie chciałam mu przerywać. - Co mam ci poradzić, nie chcesz zranić Zayn'a, kochasz Harrego i on dobrze o tym wie. Ale nie zasługuje na ciebie. Obieca, że się zmieni, ale kto wie, czy dotrzyma tego słowa gdy w pobliżu będzie jakaś ładna dziewczyna? Sam jestem facetem, więc wiem co mówię. Co byś nie powiedziała któremuś z nich wiec, że innych zranisz. Ale jeżeli kochają mocno, zrozumieją. I w środku będą ze sobą walczyć. Liczyłaś pewnie, że powiem ci co masz zrobić. Tak byłoby za prosto. Nie mogę decydować twoim życiem, to ty się musisz zastanowić.
LL. - Myślałam nad zignorowaniem ich wszystkich, znajdę kogoś innego.
Dr. - Zranisz wszystkich, nawet siebie. Jeżeli zostawisz swoją prawdziwą miłość, którą jak na razie jest Harry.
LL. - Po tej rozmowie, sądzę, że to się jeszcze bardziej skomplikowało.
Dr. - No niestety, nie mogłabyś tego nazwać życiem, gdyby było idealnie. Zrobiło się późno, powinienem już iść dobranoc. - Pomachałam mu, drzwi zaskrzeczały i wyszedł. Zgasiłam lampkę zrobiło się ciemno, czułam, że prędko nie zasnę.
Nie wiem czy jutro będzie kolejny,
kurde no ! znowu mam szlaban. >.<
Dlatego wczoraj nic nie było.. a dzisiaj dziękuje siostrze,
bo jesteśmy same w domu i sama zaproponowała ,żebym usiadła. :O
WIĘC DO NASTĘPNEJ.

czwartek, 26 lipca 2012

Rozdział 52.

Drzwi solidnie zaskrzypiały, po wyjściu Marco. Chłopcy przyglądali mi się z uwagą, przybliżyli się. Nie miałam ochoty na nich patrzeć, odwróciłam się do ściany. Tak wiem, zachowuje się jak  dziecko.
Lo. - Czemu mówisz do Lekarza po imieniu? - było słychać zdziwienie.
LL.- Bo tak mi się podoba. - warknęłam, jak najgroźniej.
Li. - Nie jest dla ciebie trochę za stary? - powiedział rozbawiony, reszta zachichotała razem z nim. Ale mi do śmiechu nie było. Co ich to obchodzi, po za tym to tylko lekarz.
LL. - Wiesz, jego wiek jest bardzo zachęcający, mam pewność, że nie zachowa się jak gówniarz, że postawi się zawsze w mojej obronie. Mądry, przystojny facet idealny, nie to co wy. - dopiero do mnie po chwili doszło co ja mówię. Opisywałam go specjalnie tak aby, porównać go jakby do Styles'a.
Z. - Wiesz, poczułem się jakbyś opisywała mnie. - powiedział dumnie, usłyszałam lekkie puknięcie i "ałć" wszyscy zaczęli się śmiać, a ja szepnęłam "idiota". Myślałam, że nikt nie usłyszy.
Lo. - Nie masz prawa nikogo wyzywać. - był poważny, znowu moja nienawiść do niego powracała.
LL. - ryj. - warknęłam. - wyjdźcie, jestem zmęczona. Chcę się przespać. - chcieli coś powiedzieć, ale wyszli. Usłyszałam trzaśnięcie i zaskrzypienie drzwi. Odwróciłam się na bok, jednak wszyscy nie wyszli. Obok, na krzesełku siedział Harold. Wpatrywał się we mnie, nie chciałam patrzeć mu w oczy. Były idealne, mogłam się w nich utopić, a tego nie mogłam. Chciałam się odwrócić, lecz chwycił moją dłoń. Po moim ciele przeszły dreszcze, były przyjemne, czekałam na to tak długo. Ale zabrałam dłoń.
H. - Ja taki naprawdę nie jestem, jak sądzisz! Ja-ja też postawiłbym się w twojej obronie, nie jestem żadnym gówniarzem! Ja cię kocham. - mówił to swoją seksowną chrypą. Ale nie mogłam ulec.
LL. - Ale ja cię nie. - szepnęłam.
H. - Nie okłamuj mnie ! wiem ,że znaczę tyle samo dla ciebie co ty dla mnie! - Co się dzieje? już nie potrafię kłamać? a była to moja chyba największa umiejętność.. może zaczęłam robić to za często?
H. - Chciałem ci powiedzieć, że bardzo mi na tobie zależy, wyjeżdżamy dzisiaj do Paryża na trzy dni. - Wstał, zmieszał się.. nie wiedział co zrobić, powiedział krótkie cześć i wyszedł. Jego słowa mnie zabolały, dosłownie to ,że wyjeżdżają na trzy dni. Niby to krótko. Niby dla mnie lepiej, niby chciałam ich ignorować! ale nie wiem, czy dam radę. Chciałam za nim biec. Ale nie! muszę być silna! Tylko ile jeszcze razy będę musiała to sobie wmawiać? Przecież tak nie jest, jestem słaba. Nawet bardzo. Akurat jutro wychodzę ze szpitala, muszę gdzieś wyjechać. Już nawet wiem gdzie! Do Irlandii , do Dej. Spojrzałam na puste łóżko po lewej, tak bardzo chciałam się komuś wygadać. Chcę ,żeby już przyszedł Marco. Mimo, że dzisiaj za wiele się nie odzywał, czuję, że jeżeli się go o coś zapytam. On będzie starał się mi pomóc. Postanowiłam zadzw0nić do matki, pieniądze nie długo mi się skończą. Wybrałam jej numer.
MM. - Tak? Halo, Halo?
LL. - ee, to ja Lilo.
MM. - oo , skarbie jak się czujesz?
LL.- Proszę! nie udawaj. Dzwonię, żeby ci przypomnieć, żebyś systematycznie przesyłała kasę na moje konto. Planuję wyjazd, więc bez pieniędzy się nie obejdzie. - nie czekałam na odpowiedź, rozłączyłam się. Poczułam łzę na policzku. Tak bardzo, chciałam się do kogoś teraz przytulić. Spojrzałam za okno, zaczynało padać. Szykowało się na burzę. Bałam się jej, i to bardzo. Jak ja tu wytrzymam sama? Spojrzałam na telefon, wskazywał dziewiętnastą. Otworzyły się drzwi, miałam nadzieję, że to Marco. Ale była to starsza pielęgniarka.
Pi. - Dobry wieczór, przyniosłam kolację. - Pogodnie się uśmiechnęła, tryskała radością.
LL. - Dziękuję, ale nie chcę jeść.
Pi. - Oj mała, postawię to tutaj. Jak będziesz głodna, to zjesz. - kierowała się do wyjścia.
LL. - Przepraszam panią.
Pi. - Jak już Ciocia Pia, jestem. Słucham?
LL. - Więc ciociu, kiedy odwiedzi mnie doktor Marco ?
Pi. - Ma ostatniego pacjenta i już przyjdzie. Dobranoc. - Uśmiechnęła się i wyszła. Ciekawe jak to jest, tryskać tak szczęściem? Mieć taki wspaniały humor, w tak brzydką pogodę? Pewnie ma kochającą rodzinę, czuję, że muszę z nią porozmawiać, może da mi przepis na szczęście?

PROSZĘ NIE PYTAĆ SIĘ KIEDY ROZDZIAŁ. BO DODAJĘ CODZIENNIE JEDEN, A JEŻELI NIE DODAM. STARAM SIĘ POINFORMOWAĆ. 
jeśli chcesz być informowany o dodaniu rozdziału napisz na 15556018 . i napisz coś w stylu ,żebym informowała. 

środa, 25 lipca 2012

Rozdział 51.

Obudziło mnie otwieranie tych cholernych drzwi. Poczułam ostry ból brzucha, no tak przecież nie jadłam jeszcze nic dzisiaj. Nie chętnie otworzyłam oczy, ujrzałam mulata. Który starał się jak najciszej zamknąć drzwi. Niestety nie zbyt mu się udało.
Z.- Przepraszam, nie chciałem cię obudzić. - Spojrzałam na lewo, łóżko było puste. Zdziwiło mnie to bardzo, obok nie było żadnych rzeczy. Nawet się nie pożegnała? 
LL.- Nie no, spoko. - złapałam się za brzuch i przewróciłam na bok.
Z.- Masz przyniosłem ci prawdziwy obiad, a nie jakąś zupę która była bez smaku. Podał mi obwinięty talerz. Cały parował. Znajdowało się na nim naprawdę prawdziwe jedzenie. Schabowy, ziemniaki jakaś surówka, ale surówek nie lubię więc nie tknę. Uśmiechnęłam się do niego. I chciałam zacząć jeść. Gdy chciałam złapać widelec, ból nadgarstka był taki mocny, że aż pisnęłam z bólu. Zayn zabrał od razu mi talerz.
Z. - Chyba nie dasz rady sama jeść. - Było mi głupio nie chcę żeby mnie karmił! ja miałam kontakt z nimi ograniczyć do minimalnego. Muszę jak najszybciej się go pozbyć.
LL. - Dzięki mam jeszcze lewą rękę, a ty możesz już iść. - warknęłam. Muszę go do siebie zniechęcić.
Z. - Musimy porozmawiać. - powiedział to dosyć łagodnie, ale nerwowo.
LL.- Nie chcę z tobą rozmawiać! nie chcę z wami mieć kontaktu! proszę zrozum.
Z. - Pomogę ci w jedzeniu i pójdziemy się przejść?
LL. - Nie , proszę wyjdź. I dziękuje za przyniesienie obiadu. - Chwyciłam w lewą rękę widelec, próbowałam nabrać ziemniaków i wszystko wylądowało na mnie. Nie no ! pięknie, teraz to się od niego nie uwolnię.
Pomógł mi to wszystko posprzątać, potem pomógł mi mnie nakarmić. Wiem, głupio to brzmi, ale jeszcze gorzej wyglądało. Muszę powiedzieć, że się najadłam i nabrałam siły.
Z. - To jak idziemy?
LL.- Zayn, nie ! ile razy mam ci.. - nie dokończyłam bo przyległ do moich ust. W głowie panowała wojna, rozum kazał odepchnąć, serce odwzajemnić. Odsunęłam się od niego. Widziałam na jego twarzy zakłopotanie. Może teraz wyjdzie i już się do mnie nie odezwie? to byłoby idealne.
Z.- Przepraszam. - Rzucił krótko i wyszedł. Pewnie bił się z myślami tak jak ja. Podoba mi się, może się zauroczyłam? ale naprawdę kocham Harrego. Z myśli wyrwał mnie wchodzący lekarz.
Dr. - Jak się czujesz? - Był to przystojny mężczyzna po trzydziestce. Jeny Lilo ! co ty gadasz? przystojny?!
LL.- Już lepiej, kiedy będę mogła wyjść?
Dr. - Muszę przeprowadzić z tobą rozmowę, jestem twoim lekarzem oraz psychologiem. Jeżeli wszystko będzie dobrze to za jakieś dwa dni. Ale będziesz musiała przyjeżdżać na wizyty.
LL. - ee , a nie mogłabym dzisiaj? - zrobiłam minę szczeniaka, a on się zaśmiał.
Dr. - Piękna, takie numery na mnie nie działają. ee, więc możemy zacząć? 
LL. - Tak, ale jak mam się do pana zwracać?
Dr. - Ee, nie mów do mnie pan bo czuje się jeszcze starszy. Nazywam się Marco. I tak się do mnie zwracaj.
LL. - No dobrze, Marco. Lilo jestem. - Uśmiechnęłam się i podałam mu rękę. Odwzajemnił uśmiech.
Dr. - Lilo ? nie Lilia?
LL.- Nienawidzę imienia Liliana, dlatego Lilo.
Dr. - Rozumiem.. Twój ojciec nie żyje tak?
LL. - No tak, zginął pięć lat temu. Miałam nie całe jedynaście lat, było to dla mnie straszne zdarzenie. Strasznie zepsuło mi psychikę. 
Dr. - Aham.. Mieszkasz z matką?
LL. - Można powiedzieć, że mieszkałam. Ale ona się mną nie interesowała, tego można się dowiedzieć nawet teraz. Prawdziwa matka, gdyby się dowiedziała, że jej dziecko próbowało się zabić przyleciałoby z końca świata.. - posmutniałam, nie kochałam jej. Brakowało mi właśnie rodziny.
Dr. - Twoja rodzicielka, nie znalazła sobie mężczyzny?
LL. - Przez cztery lata, nie wracała na noce do domu. Albo sprowadzała ich do domu. Ale przez ostatni rok to się zmieniło, wprowadził się do nas Josh. Wykorzystywał mnie jak swoją służącą, a matka nic sobie z tego nie robiła. W ostatni dzień szkoły, gdy wróciłam kazał mi po coś wyjść do sklepu. Sprzeciwiłam się, a on się strasznie zdenerwował. Zaczął mnie bić, potem próbował mnie zgwałcić, ale przerwał mu w tym mój brat. - mówiłam to ze spokojem, jakbym opowiadała jakąś nudną bajkę.
Dr. - Mówisz to z dziwną lekkością, nie przerażają cię te wspomnienia?
LL. - Nie wiem, nie potrafię na to odpowiedzieć..
Dr. - No tak, mów dalej. - uśmiechnął się zachęcająco. 
LL. - No więc, po tym zdarzeniu postanowiłam się zmienić. Trochę podrasowałam swój wygląd, ale i charakter trochę się zmienił. Brat zabrał mnie do siebie, nie wiedział, że Jo znęcał się nade mną psychicznie i częściej używał przemocy. Oczywiście chciał rozmawiać, ale ja go nie cierpiałam. Od małego osądzam go, że to jego wina, że zmarł nasz ojciec. - Do sali weszło całe łan dajrekszyn. Zmierzyłam ich wzrokiem.
Lo. - Przepraszam, nie wiedziałem, że przeszkadzamy. - wycofywał się do drzwi.
Li. - To my może pójdziemy.
Dr. - Nie, zostańcie my dokończymy naszą rozmowę później, już i tak dwie godziny rozmawiamy.
LL. - Dzięki Marco, naprawdę mi to pomaga. A oni niech wyjdą. - warknęłam ostatnie słowa.
Dr. - Przyjdę wieczorem, a ty przemyśl wszystko. - Uśmiechnął się i poczochrał mi włosy. Wyszedł.


Ktoś się zapytał pod ostatnią notką co czuje Lilo do Zayn'a.
Czuje do niego zauroczenie, ale kocha Harrego. Jeszcze postanawia zerwać z nimi kontakt. Wszystko jest skomplikowane. Mam nadzieję, że mniej więcej taka odpowiedź ci wystarczy.
Jak ktoś ma jakieś pytania to niech pisze w komentarzach, a ja odpiszę pod kolejną notką.
TAK TAK, JA TEŻ WAS KOCHAM . 

poniedziałek, 23 lipca 2012

Rozdział 50.

Wyszliśmy na dwór. Ujrzałam chłopaków, byli jakieś pięćdziesiąt, może trochę więcej metrów od nas. Czułam się słabo. Wtuliłam się mocniej w Zayn'a. Spojrzał na mnie podejrzliwie, przed chwilą się darłam, że ma wyjść a teraz go przytulam. Zauważył, że jest coś nie tak.
Z. - Co jest? - jego wzrok mnie przeszywał.
LL. - Nic, przepraszam. Zamyśliłam się. - miałam nadzieję, że uwierzy.
Z. - Nie kłam, źle się czujesz? - zaczął zwalniać, a ja przyśpieszyłam.
LL. - Dzięki, widać, że jesteście do mnie nie źle uprzedzeni. - chciał coś powiedzieć, ale wydostałam się z uścisku i przyśpieszyłam. Nie miałam zamiaru zwalniać, ani się zatrzymywać koło chłopaków. Przechodziłam obojętnie, jakbym ich nie widziała. Ktoś pociągnął mnie za rękę. Nie chciałam się odwrócić. Czułam, że muszę wrócić do sali. Było mi słabo i kręciło mi się w głowie. To przez to, że nie zjadłam ani śniadania ani obiadu i jeszcze leki na mnie źle działają. Ktoś obkręcił mnie tak, abym była przodem do reszty. Miałam ochotę zawalić Maxowi, bo to właśnie on to zrobił, ale po prostu nie miałam siły.
M. - Nie znasz nas? - spytał, dziwnie poruszając brwiami, gdyby była inna sytuacja, pewnie bym się zaczęła śmiać. Ale teraz ani nie był to odpowiedni moment , ani po prostu nie potrafiłabym. Zauważyłam ławkę obok siebie, musiałam usiąść, bo mogłabym polecieć do tyłu. Zrobiłam to o czym pomyślałam.
Z. - Od powiesz mi wreszcie! przecież widzę, że coś nie tak. - kucnął przy mnie, tak aby patrzeć mi prosto w oczy, ja tego nie chciałam. Nie chcę się tak topić w tym cudzie. Nie powinnam. Odwróciłam głowę.
LL. - Usiąść mi nie można? zamyślić się nie można? kurde. może zabronicie mi mówić? - warknęłam.
M. - Zjadłaś obiad? - przeniknął przeze mnie, znał już odpowiedź. On wiedział jako jedyny z całej gromadki tutaj, że nienawidzę zup i ,że jest mi słabo gdy nie zjem posiłku, gdy odczuwam nawet lekki głód.
LL. - No, raczej. - Włożyłam nogi na ławkę i je skuliłam. Oparłam głowę o kolana. Chciało mi się wymiotować. Chciało mi się jeść. Chciało mi się spać.
M. - kłamiesz. - to już przesada. Może i kłamię, ale nie muszę tak mnie o to podejrzewać.
LL. - Spierdalaj piękny. - warknęłam, nie chciałam się z nim kłócić, jest mi stąd najbliższy dlatego dodałam piękny, ale on zaczyna się zamieniać w takich łan dajrekszyn, a to wkurza. I to bardzo.
Lo. - Załatwiłem ci miejsce już w internacie, tutaj w Londynie. - to wyprowadziło mnie z równowagi. Zebrałam całą swoją siłę jaką miałam i zaczęłam krzyczeć.
LL.- Wyślij mnie tam a pożałujesz, obiecuję, że nie prześpię tam żadnej nocy. Albo się zabiję, albo wyjadę i już nigdy w życiu mnie nie zobaczysz. - wszyscy się na mnie patrzyli ze strachem. Już wiedzą, że jestem zdolna do samobójstwa.
Li. - To będziesz miała ochroniarza, i tyle. - wszyscy potaknęli, że to świetny pomysł.
LL. - Świetny pomysł ! Będzie chodził ze mną do łazienki. Tylko wiecie co, każdy ochroniarz się skusi na taką słodką, niegrzeczną dziewczynkę. Przysługa za przysługę i będę miała pełen luz. - tak, jestem mądra zaczęłam ich tak jakby trochę szantażować.
N. - Ty chyba nie masz zamiaru się puszczać. - wszyscy patrzyli z szokiem, raz na mnie raz na niego.
LL.- Nie wasz interes, właściwie jaką macie pewność, że się jeszcze nie puszczam? - na mojej twarzy pojawił się drwiący uśmieszek, chciałam ich wyprowadzić z równowagi. Chociażby miałam poświęcić swoją godność. Zauważyłam, że Harry patrzy na mnie z nie dowierzaniem. 
Lo. - Jak jesteś taka mądra, to zaraz się sprawdzi czy się puszczasz. Nie zapominaj, że jesteśmy na terenie szpitala i co to za problem podejść do ginekologa? - Zatkało mnie, ale starałam się to ukryć.
LL. - Skarbie, to ,że się puszczam nie oznacza, że muszę z kimś spać. Wiesz, zawsze może to oznaczać tylko przysługę. Chyba wiesz o czym mówię.. A nie przepraszam, ty sam sobie dogadzasz. - znowu z niego zadrwiłam, zauważyłam, że traci cierpliwość. Właśnie o to mi chodziło. Poczułam się mocniejsza, mimo, że moje objawy z przed chwili nie minęły. Wszyscy stanęli wokół mnie.
Li. - Ty żartujesz prawda? - teraz wszyscy patrzyli się na mnie dziwnie.
LL. - A może chcesz sprawdzić, czy jestem dobra? - warknęłam, z uśmieszkiem. Chciałam ich do siebie zniechęcić. Chciałam ich wkurzyć, żeby czuli do mnie obrzydzenie, żeby dali mi święty spokój!
H. - Ty nie potrafiłabyś tego mi zrobić. - wyszeptał to, ale każdy to usłyszał. On wiedział, że go kocham najmocniej, ale jakoś przeżyje. Zostanę starą panną z kotem. 
LL. - Chcesz się przekonać, mhm który pójdzie na pierwszy ogień? - warknęłam, zobaczyłam, że wszyscy spoglądają na siebie z niepokojem widziałam w ich oczach niepewność czy przypadkiem któryś się nie zgodzi.. Odważyłam się spojrzeć w oczy Harrego, widziałam w nich ból. Tak bardzo chciałam podejść i go przytulić, ale nie muszę być mocna! Mogę płakać za nim nocami, ale przy nich będę udawała mocną.
LL. - Nikt nie chce pomocy w ulżeniu sobie? trudno. Sami będziecie musieli to sobie załatwić, albo trochę za to zapłacicie, a tak byście mieli za friko. - zmierzyłam ich wzrokiem i się arogancko zaśmiałam.
Z. - Przestań ! dobrze wiem, że taka nie jesteś!
M. - Nie potrafiłabyś mu tego zrobić, on dobrze wie co mówi!
H. - Ty mnie kochasz, wiem, że to prawda. Powiedziałaś mi to przed samym wbiegnięciem pod samochód. Wiedziałaś, że musisz powiedzieć przed śmiercią na którą byłaś gotowa. - skąd on wszystko wie?
LL. - Kochałam, różnica od kocham. Nie chcę cię, leć do swojego ukochanego Palstika. A o mnie po prostu zapomnij, tak jakbym nigdy nie istniała. I chcesz się założyć, że potrafiłabym zrobić coś takiego nawet tobie? - spojrzałam pytająco, czułam w sobie wściekłość. Czemu jestem taką idiotką?! i ranię tych na których chyba mi zależy? przecież to chore. Może ja jestem chora? a zamiast do internatu, powinni wysłać mnie do psychiatryka. Jedno jest pewna moja psychika jest nie źle zjebana.
Lo. - Przestań żartować, widać jak na niego patrzysz. - wszyscy kiwnęli potwierdzająco głową.
LL. - Jeśli chcecie, to mnie odprowadźcie do sali. Ale potem macie stamtąd zniknąć. Chcę odpocząć. Nie chcę was widzieć tam przez kilka dni. Najlepiej byłoby gdybyście, wogóle mnie nie odwiedzali. Chcę urwać z wami kontakt. A co do ciebie Idioto <skierowałam się do Louisa> odwieziesz mnie do matki. Nie chcę mieć ciebie jako opiekuna, to byłaby najgorsza rzecz w moim jebanym życiu! - warknęłam. Odprowadzili mnie bez słowa, nie chętnie odeszli od drzwi do mojej sali. Weszłam, spojrzałam na zegarek osiemnasta. Spojrzałam na lewo, Grats śpi. Postanowiłam zrobić to samo, rzuciłam się na łóżko i od razu odleciałam.


50 rozdziałów = 37 dni.
9 obserwatorów. = 50 czytających.
8 523 odwiedzin. = 447 komentarzy.
DZIĘKUJĘ !

Rozdział 49.

Jeżeli teraz mu wszystko wykrzyczę, odwróci się ode mnie? zostanę kompletnie sama? A jak go zranię? Nie chcę go tracić, ale to wszystko jego wina! A może moja? nie, no czemu zawsze wszystko musi być na mnie?
M. - Lil , proszę porozmawiajmy. - nie chętnie się do niego odwróciłam, wytarł mi łzę z policzka i delikatnie się uśmiechnął, jejku jak on słodko wyglądał, takiego przyjaciela to mi tylko pozazdrościć. 
M. - ee , jeszcze raz przepraszam, ale wiesz, że musiałem. - patrzył się na mnie z nadzieją, że go zrozumiem wybaczę i zapomnę. Ale czy ja tak potrafię? Pokiwałam głową, na oznakę, że rozumiem, chociaż nie byłam tego stuprocentowo pewna. Spojrzał w lewą stronę, gdzie znajdowała się szafka a na niej talerz zupy.
M.- Nie jesteś głodna? - Jego wzrok mnie przeszywał.
LL. - ee , nie. - próbowałam , to powiedzieć jak najbardziej przekonująco.
M. - No wiesz co ! Księżniczko, jak możesz mnie oszukiwać? - chwycił talerz.
LL. - Ja nie kłamię, naprawdę nie jestem głodna. - drzwi się otworzyły do sali wpadło pięciu debili. Nie chciałam na nich patrzeć, mimo ,że jeszcze dzisiaj nie miałam nic do Liam'a ani do Zayn'a, ale teraz po prostu coś mnie od nich oddala, coś we mnie chce być jak najdalej od nich. Spojrzałam się w lewo, Grats oczy normalnie wyskoczyły jak do orbity, ale spoko. Nie chciałam patrzeć im w oczy, powiedzieli chórkiem CZEŚĆ. Louisowi chyba powrócił humor, a może mi się tylko zdaje? podeszli bliżej mojego łóżka. 
M. - No , zjedź. Widzę, że jesteś głodna! - już chciałam coś powiedzieć, ale on pokręcił głową.
Li . - Czemu nie chcesz jeść, wstydzisz się nas? - postanowiłam nie odpowiadać, zignorować to.
Lo. - Oo , widzę,że moja kochana siostrzyczka ma focha. - powiedział z lekką drwiną.
LL. - Ryj kurwa! - warknęłam. Chyba powracam stara ja, kontakty ze wszystkimi się psują.
Lo. - Wyrażaj się i to na dodatek w miejscu publicznym.
LL. - Skończyłeś? wyjdź najlepiej i zabierz resztę, będzie bardzo milutko. - warknęłam, wszyscy zmierzyli mnie wzrokiem, miałam nadzieję, że mnie tym razem też posłucha. Ale on to zignorował.
Lo. - Mamy cię wziąć na spacer, to zalecenie lekarza.
N. - Ale najpierw powinnaś to zjeść. - wskazał na talerz, skrzywiłam się. I dobrze, nie zjem i nigdzie z nimi nie pójdę , będzie najlepiej! Uśmiechnęłam się w środku sama do siebie. Dziwne uczucie. Max przybliżył mi łyżkę do ust, czekał aż otworzę buzię, ale mi się nie śpieszyło. Podszedł do mnie Zayn.
Z. - Wyjdźcie ja to załatwię. - zauważyłam jak w tym momencie, Hazza piorunuje go wzrokiem. Ale on nic sobie z tego nie zrobił, Liam z Maxem chwycili resztę i wyszli.
LL. - Możesz iść z nimi , ja tego jeść nie będę. - warknęłam.
Z. - Musisz być dla mnie taka nie miła? - zrobił smutną minę szczeniaka, ale mnie to nie poruszyło.
LL. - Życie. - powiedziałam lekceważąco, usiadł bliżej mnie. Nasze twarze były bardzo blisko, chciałam tego. Jeny ! co ja gadam , nie chcę! nie mogę! nie,nie,nie !
LL. - Zayn, odsuń się! - warknęłam, mimo ,że nie chciałam przerywać musiałam.
Z. - Mam pomysł ! Ale powiem ci go jak dostanę buziaka w policzek. - uśmiechnął się zadziornie i ustawił się tak aby było mi prościej. Zmierzyłam go wzrokiem, dałam mu tego całusa. A on się znowu uśmiechnął.
Z. - No więc ja to zjem, mimo ,że zup nie lubię. A potem jakoś odejdę od was i kupię ci coś do jedzenia? - spojrzał na mnie pytająco, podobał mi się ten pomysł kiwnęłam głową. Zjadł to szybciutko, pomógł mi zejść z łóżka. Na korytarzu chłopaków nie było, pewnie czekają na dworze. 


Miało nie być, ale jest ! 
JEEJ DZISIAJ 23 najlepszy dzień dla directioners.
Tak jak wszystkie dziękuje Simon ! 
Oczywiście na ręku jest znaczek directioners.
+ na prawej ręce bransoletka nieskończoności.
JARAM SIĘ JUŻ DRUGA ROCZNICA !
właściwie moja pierwsza, bo directioners jakoś od listopada.
JEJ JUŻ JUTRO 50 ROZDZIAŁ ! :o .

niedziela, 22 lipca 2012

Rozdział 48.

Gr. - No , a może nie? Każda dziewczyna chciałaby być na twoim miejscu! - w jej głosie słyszałam coś dziwnego.. zazdrość? możliwe.. nie potrafię tego określić.
LL.- Tak , chętnie się zamienię , ale najpierw chętnie bym coś zjadła. - Nie chciałam drążyć dalej tematu. Nie lubiłam rozmawiać, o swoim bracie. Zawsze miałam nadzieję ,że jak się przedstawię będę nie kojarzona z Tym TOMLINSONEM, nie chciałam być porównywana. To chyba wiadome, że byłabym postrzegana jako ta gorsza. Zaburczało mi głośno w brzuchu, obie wybuchnęłyśmy śmiechem. Wyrwało mnie to z myśli. Chciałam już coś mówić ,żeby podali już ten obiad czy coś, ale nie zdążyłam bo już pielęgniarka wnosiła na tacce "coś". Te coś okazało się być zupą, skrzywiłam się na jej widok.
Gr. - Daj spokój! nie gadaj, że nie lubisz kalafiorowej? - była bardzo zdziwiona.
LL.- Nie cierpię zup! jeżeli taki rodzaj obiadu, to tylko chińska. - odstawiłam talerz na bok, a ta pokręciła przecząco głową. Drzwi się otworzyły i w pomieszczeniu znalazł się Larry. Mój braciszek był nie źle wkurzony, a Harry ? nie potrafię określić, wiem ,że nie chciałam go widzieć.
Lo. - Musimy poważnie porozmawiać. - warknął, tak jak ja miałam w zwyczaju.
LL.- Yhym . - mówiłam to na luzie, z nutą ignorancji.
Lo. - Na początek, masz zmienić do mnie ton. - był poważny, aż za bardzo!
LL.- Jasne , Jasne. Może już koniec? - spojrzał na mnie spod byka.
Lo.- Wiem, że chciałaś się zabić.. - przerwałam mu.
LL.- Nie powinno cię to obchodzić, kurwa opiekunem moim nie jesteś.
Lo. - Może jeszcze nie oficjalnie, ale to się zmieni. Już znalazłem adwokata.
LL. - A pomyślałeś o mnie? może nie mam zamiaru być pod twoją opieką?!
Lo. - Tak będzie lepiej dla wszystkich.
LL.- Tak , tak kurwa chyba dla was. - warknęłam. Już traciłam humor.
Lo.- Będziesz chodzić do internatu, jeszcze nie wiem czy w Londynie.
LL.- Pojebało cię? nigdzie chodzić nie będę!
Lo. - To dla twojego dobra, po za tym to twoja wina, że tam pójdziesz. Gdybyś nie próbowała się zabić nie musiałabyś tam chodzić i byś jeździła z nami w trasy. - czułam jak oczy robią mi się szklane. Ja nigdzie chodzić nie będę, mogę im to za chwilę obiecać, że jeżeli będę miała spędzić tam noc po prostu się zabiję.
LL.- Wyjdź! - warknęłam.
Lo. - Jeszcze nie skończyłem.
LL.- Kurwa! Wyjdź stąd! - krzyknęłam. - chciał coś powiedzieć, ale Harry złapał go za ramię i wyszli.
Grats patrzyła na mnie oszołomiona, może teraz zrozumie,że nie mam życia jak z bajki? że każdego jest lepsze, ale nie moje? Czułam jak łzy zaczynają szukać swoich ścieżek, odwróciłam się przodem do ściany. Zaburczało mi w brzuchu. Ale nie tknę tego. Zresztą nawet i lepiej, jak nie będę jeść. Szybciej ze sobą skończę. Każdy się ucieszy, na pewno! Poczułam czyjąś rękę na ramieniu, nie chciałam się odwracać. Zacisnęłam mocno oczy i udawałam ,że tego nie poczułam.Ale osoba się odezwała.
M.- Lilo. - szepnął. Nie chciałam go widzieć! to przez niego mam iść do jakiegoś jebanego internatu. Gdyby im nie powiedział, byłabym teraz rozpieszczana i miałabym kochającego braciszka. A nie nadopiekuńczą opiekunkę, która myśli ,że wie wszystko najlepiej. I uważa się za nie wiadomo kogo.
M.- Przepraszam, ale wiesz ,że musiałem.
LL.- Nic nie musiałeś! Dziękuję ci bardzo, że zafundowałeś mi internat. - warknęłam, ale się nie odwróciłam. Czułam, że łzy nadal lecą.
M. - internat? - powiedział ze zdziwieniem. Nie wiedziałam jak się zachować, mam go zignorować? wybaczyć? i mieć go nadal blisko siebie jako najlepszego.. a może wykrzyczeć wszystko w twarz?

Więc przepraszam ,że nic nie dodałam wczoraj i ,że dzisiaj jest tak późno.
Wczoraj 13-24.30 byłam na festynie, a potem nie nocowałam w domu.
Dzisiaj wróciłam po jedenastej, po 14 wyszłam na dwór i wróciłam po 22.
Przepraszam,że notka jest nudna i krótka ,ale jestem wyczerpana.
Łaziłam dosyć dużo, byliśmy się przejść do sklepu oddal0nego o 2 km jak nie lepiej.
A potem jeszcze na rowerze jakieś 14 km. może więcej.
NIE WIEM czy jutro będzie notka po 10 jadę na przejażdżkę rowerową, ponad 20 km może 30? i to w jedną stronę to liczcie jeszcze z powrotem. Postaram się dodać, ale będzie wieczorem, jeżeli wogóle będzie.

piątek, 20 lipca 2012

Rozdział 47.


Obudziłam się, ale nie otworzyłam oczu. Bo usłyszałam głosy.
Lo. - Lekarz mówił, że się wczoraj na chwilę wybudziła. Ale mogło być to chwilowe i mogła zapaść kolejny raz w śpiączkę. - Mogłam otworzyć oczy, ale postanowiłam trochę podsłuchać ich rozmowy. 
Li. - Lou! Nie dramatyzuj, pewnie śpi. Zobaczysz wyśpi się i obudzi. - słyszałam w jego głosie nadzieję i niepewność.
H. - Ona musi. - chciał chyba powiedzieć coś dalej, ale głos mu się załamał. Tak bardzo pragnęłam spojrzeć na niego i powiedzieć jak bardzo go kocham. Ale nie mogę z nim być.. Usłyszałam skrzypienie, oznaczało to ,że ktoś wszedł do sali. Miałam nadzieję ,że to ktoś do Grace. Nie chce więcej tu nikogo!
M. - Cześć, śpi jeszcze? - mówił to dziwnie. Nie wesoło, nie smutno, nie obojętnie. Tak inaczej.
Z. - Ty, ty wiedziałeś ,że się wybudziła? - podniósł głos, naprawdę się przejął. Ale czym? czemu nagle ich wszystkich obchodzę?
M. - Wiecie, chodźcie zjemy coś na obiad. I porozmawiamy. - Ej no nie, ja chce wiedzieć o czym będą rozmawiać. Na pewno im się wygada, z całej sytuacji. Wtedy Louis już nie będzie taki miły, jestem tego pewna. A tak w ogóle on chce jeść obiad? albo ma dziwne pory obiadowe, albo to ja tak długo spałam.
~* OCZAMI MAX'A. *~
Zeszliśmy na dół do restauracji, nie wiedziałem jak im to powiedzieć. Wiem, że źle zrobiłem nie dzwoniąc do nich, ale musiałem to przemyśleć. Lilo pewnie też. Usiedliśmy i zamówiliśmy dania.
Z. - O czym chciałeś pogadać?
M.- Eghm.. nie wiem od czego zacząć.
N. - Od początku? - powiedział z lekką irytacją.
M. - No to , ee na początek chce was przeprosić ,że nie zadzwoniłem.
Li. - Musiałeś mieć powód ,żeby nie zadzwonić. No nie?
M. - Tak, właściwie tym powodem były jej słowa. - mój głos robił się coraz poważniejszy.
H.- Co powiedziała? mówiła ,że mnie nienawidzi? że nienawidzi nas wszystkich? - czułem jak wszyscy przeszywają mnie wzorkiem. Całe One Direction, siedziało nie ruchomo, nawet Niall oderwał się od jedzenia. Muszę im to powiedzieć, nawet jeśli moje kontakty z Lil miałyby się trochę pogorszyć.
M.- No bo miałem już wczoraj wychodzić, ale usłyszałem jej słaby głos mówiący moje imię. Chciałem krzyczeć ze szczęścia, przepraszam jeszcze raz ,że nie dałem wam tej samej radości wczoraj. - urwałem.
Z. - I co koniec? bo chciałeś się sam nią nacieszyć?! - był oburzony, źle mnie zrozumiał.
M.- Nie! Bo ona mnie wtedy poprosiła o to abym ją odłączył, żebym pozwolił jej umrzeć. I abym wam nic nie powiedział, że się obudziła.
Lo. - Jak to odłączył - Nie panował nad sobą, tak samo jak ja wczoraj.
M. - Wtedy do głowy wpadła mi myśl, że ona może specjalnie rzuciła się pod ten samochód. Liczyłem na to ,że zaprzeczy. Ale ona to potwierdziła. - starałem się mówić spokojnie, ale czułem ,że oczy robią się szklane nie tylko mi.
Lo. - Że , że ,że co ?  O nie.. mogła mieć z nami jak w bajce, ale no niestety sama do tego dopuściła.. - nikt chyba nie zrozumiał go, ale nie chcieliśmy dalej drążyć tematu. Skończyliśmy jeść w ciszy i każdy postanowił iść się przejść oddzielną drogą.
~* OCZAMI LOUISA *~
Nie widziałem innego wyjścia, od września idzie do internatu. Jak wcześniej wspomniałem mogła mieć jak w bajce, mogłaby jeździć z nami w trasy i mieć prywatnego nauczyciela. Jeszcze dzisiaj poszukam i zadzwonię odpowiednie miejsce. Muszę ochłonąć, jeszcze dzisiaj wieczorem mamy spotkanie z Paulem.
~* OCZAMI LILO *~
Nie ma już ich od jakiejś godziny. Ile można jeść? a może tak bardzo wkurzyli się na słowa Max'a i już mnie nie odwiedzą. Nie chcą się zadawać z osobą, która próbowała popełnić samobójstwo? Może nawet i lepiej, postanowiłam sobie ,że nie chcę mieszkać z nimi. Tak, wiem. Przecież dopiero co od nowa tam się wprowadziłam. I mam dopiero szesnaście lat, a właściwie piętnaście. No tak! Za miesiąc moje urodziny. Mam nadzieję, że spędzę je jak najlepiej będę potrafiła z dala od nich wszystkich.
Gr. - Jeej , nudno tu. I zgłodniałam, już po trzynastej zaraz powinni dać obiad. - Po jej słowach zgłodniałam, zaburczało mi głośno w brzuchu i zaczęłyśmy się śmiać. Grats wyglądała inaczej niż wczoraj, o wiele. Dzisiaj miała na twarzy uśmiech, a oczy promieniowały szczęściem. To się nazywa życie chwilą.
LL. - Ale te łóżka są niewygodne, ja chce takie z domu ! - zrobiłam minę obrażonego dziecka. I znowu wybuchnęłyśmy śmiechem. Drzwi się otworzyły, pojawił się w nich mulat z kwiatami. Był sam.
Z. - O widzę, że ci ślicznoto humorek dopisuje. - Wręczył mi kwiaty i pocałował w policzek.
LL.- A gdzie reszta? - Byłam ciekawa, ale powiedziałam to tak jakbym miała to gdzieś.
Z. - Poszli się przejść. Jak się właściwie czujesz? 
LL.- Raczej dobrze, po za tym ,że jestem głodna. Mam trochę więcej siniaków i nie mogę ruszać prawym nadgarstkiem.
Z.- Wiesz , wpadłem tylko na chwilkę. Przyszedłem ostrzec cię przed poważną rozmową z Lou.
LL. - Ale o co chodzi? - udałam, że nie wiem.
Z. - Dobrze wiesz, przepraszam muszę lecieć. - Nastawił policzek, nie musiał długo czekać. Cmoknęłam go i wyszedł. Grace patrzyła na mnie zszokowana, a po chwili wybuchnęła.
Gr. - Jeej , dziewczyno! Każda teraz chciałaby być na twoim miejscu. Masz sławnego brata, na dodatek mega przystojnego! Zayn Malik cię odwiedza. Wczoraj widziałam tu też nie złe ciacho. Jeeeeeejcia.
LL. - Tak, tak kochana życie bajka. - powiedziałam z sarkazmem.



czwartek, 19 lipca 2012

Rozdział 46.

~* Oczami Louisa *~
Postanowiliśmy zaśpiewać. Nie wiedzieliśmy jaką piosenkę, Harry zaproponował Moments. Śpiewaliśmy z sercem, czekaliśmy chociaż na lekkie poruszenie ręką. Ale niestety. Siedzieliśmy tak jeszcze sporo czasu. Spojrzałem na zegarek ósma. Z tego co pamiętam, dzisiaj mamy jakiś wywiad. Trzeba jeszcze iść się przespać, zabraliśmy dziadka do siebie. Max powiedział, że jeszcze chwilę zostanie a potem pojedzie do domu. 
~* Oczami Max'a. *~
Reszta wyszła. Zostałem sam, przy swojej księżniczce. Lubiłem ją bardzo, ale jak siostrę. Nie chcę niczego więcej, pewnie dla każdego to jest dziwne. Ja więżę w naszą przyjaźń.Do sali przywieziono dziewczynę, była ładna, sądziłem tak, chociaż widziałam tylko kawałek twarzy. Spała spokojnie. Zostałem poinformowany przez lekarza, że mam pięć minut. Spojrzałem na zegarek dziesiąta. Jejku, miałem zostać na chwilę a tu już dwie godziny. Poczochrałem włosy Lilo i wycofałem się do drzwi. Już dotykałem klamki kiedy usłyszałem cichy, słaby głosik.
LL.- Ma-ax. - Odwróciłem głowę, obudziła się! Chciałem zacząć krzyczeć ze szczęścia, ale miejsce gdzie się znajdowałem nie pozwalało mi na to. Podbiegłem do niej z uśmiechem na twarzy, chciała coś powiedzieć ale przyłożyłem palec to jej ust, aby nie traciła sił. Nie wiedziałem co powiedzieć, pocałowałem ją w policzek.
M. - To cud ! nie dawali ci szans. A jednak ! 
LL. - Ja nie chcę. Max nie mów reszcie. - wydyszała ciężko. Ale o co jej chodzi, czego mam nie mówić.
M. - Ale Lilo !? -  powiedziałem nieco głośniej, niestety obudziłem dziewczynę obok.
LL.- Odłącz. Proszę. - powiedziała słabiej. Czy ona chce? nie ! nie pozwolę na to.
M. - Przykro mi nie mogę. Nie pozwolę ci umrzeć.  - czułem ,że oczy robią mi się szklane. Jak ona może chcieć odejść czyli ona specjalnie wbiegła pod ten samochód! Jak ona może? chce zranić wszystkich? przecież jest nas tak dużo, tych którzy nie potrafiliby sobie wybaczyć jej śmierci.
M. - Ty to zrobiłaś specjalnie, prawda? - nie panowałem nad sobą. Mówiłem podniesionym głosem.
LL.- Musiałam. - Chciałem coś odpowiedzieć, ale weszła pielęgniarka i poprosiła mnie o wyjście, bo siedzę już o trzy minuty za długo. Nie wiedziałem czy zadzwonić do Louisa. Powinienem? pewnie tak, ale 0na by teraz tego nie chciała..
~* Oczami Lilo *~ 
Maks wyszedł. Ale nie zostałam sama, ujrzałam dziewczynę która mi się przygląda. Siedziała po lewej stronie. Zaraz, zaraz. Przecież to Grace! To ta wesoła dziewczyna która namówiła mnie na tatuaż i zrobiła kolczyki. Teraz wyglądała inaczej, smutno, słabo. 
LL.- Grats. - szepnęłam, dziewczyna się speszyła. Podniosła ledwo rękę i odmachała.
Gr.- Lil.
LL.- Czemu tu leżysz? Coś się stało? - miałam tyle pytań, a tak mało siły aby je zadać.
Gr.- Pamiętasz, zawsze powtarzałam ,że raz się żyje. Już nie długo nadchodzi właśnie mój koniec. Widzisz te urządzenie obok mnie? - kiwnęłam głową. - one podtrzymuje mnie na życiu od jakiś czterech lat. Ale robię się starsza, mój organizm zaczyna potrzebować więcej, ale urządzenie nie potrafi dać mi tyle. Robię się z dnia na dzień, coraz słabsza.. - zauważyłam ,że jej oczy się zaszkliły. Czułam, że moje robią się takie same. Lubiłam ją, zawsze tryskała energią, zarażała szczęściem. Pierwszy raz widzę ją smutną, chociaż znam jakoś od zerówki. Zaczęłam rozmyślać, nad życiem. Czuję się dziwnie ze świadomością, że wczoraj chciałam się zabić a obok mnie leży dziewczyna która nie chce umierać, a jednak jej czas się kończy. Usnęłam..
Dziwne wyszło, ale naplątałam w ostatnich rozdziałach..
JUTRO PRAWDOPODOBNIE KOLEJNY, dzisiaj chyba nie znajdę czasu.
MOŻE ZNACIE JAKIEŚ FAJNE OPOWIADANIA? :)
 

środa, 18 lipca 2012

Rozdział 45.

~* Oczami Louisa *~
Minęło już sporo godzin. Spoglądam na zegarek czwarta pięćdziesiąt. Już powinni coś wiedzieć! Siedzimy wszyscy na holu, cieszę się, że jest nas tu tak dużo. Mianowicie Ja, Harry, Zayn, Niall, Liam, Max, Thomas i Dziadek. Wszyscy staliśmy sobie jeszcze bardziej bliscy, bolało mnie to strasznie, że nie ma tu matki. Nie mogłem złapać żadnego lekarza. Czemu? Albo spali, albo jak przechodzili byli strasznie zajęci. Czy to normalne? że nie można się niczego dowiedzieć? oparłem się o ramię Hazzy i usnąłem. Obudziło mnie szturchanie w ramię, okazał się to Niall. Na jego twarzy malował się uśmiech, czy to mi się śni? 
N. - Przed chwilą był tu lekarz, operacja się udała, ale jej stan jest nadal krytyczny.
Lo. - I z czego się cieszycie jak sam powiedział JEJ STAN JEST KRYTYCZNY !
Dz.- Ciesz się z małych rzeczy, kiedyś te małe staną się większe i na końcu znajdziesz wielki powód do uśmiechu. - Nie rozumiałem go, ale dało mi to sporo do myślenia. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
~* Oczami Harrego *~
Nie wiecie jak się cieszę, że operacja się udała! Zrobię wszystko, żeby z nią być! Ja ją kocham! mogę to wykrzyczeć całemu światu, mogę jej oddać wszystkie narządy oby tylko żyła! Pewnie zastanawia was, jak tam moja sytuacja z Thomasem. Więc wytłumaczyliśmy sobie wszystko, jest spoko. Tak samo jak Max. Cieszę się, że mnie wspierają. Ale po głowie nadal chodzi mi dziewczynka, czuję ,że nie długo to się wszystko wyjaśni! Oby bo nie wytrzymam z ciekawości.
~* Oczami Niall'a. *~
Ona żyje! cieszę się strasznie, wiem byłem w stosunku do niej nie miły. Ale gdy dowiedziałem się o wypadku, zabolało mnie to, nawet nie potrafiłem zjeść normalnej porcji! Nie wiem co się dzieje wewnątrz mnie. Czy ja się zakochałem? nie mogę! Co to by było?! Harry ją kocha, Zayn mi się zwierzał, że chyba coś do niej czuje.. Jeszcze jest Thomas i Max? dziwne, ja nie wierzę w przyjaźń damsko-męską dla mnie są trzy rozwiązania miłość, łóżko lub wróg.
~* Oczami Louisa *~
W końcu podszedł do nas lekarz i powiedział ,że można ją odwiedzić, ale jak na razie jest w śpiączce. Ucieszyłem się strasznie, ale nie tylko ja! Weszliśmy wszyscy, miała ona salę na razie sama, ale podobno ma być jeszcze dzisiaj przywieziona tu jakaś dziewczyna, jeżeli dobrze pamiętam to z Irlandii? Czeka ją jakiś przeszczep czy coś. Leżała taka spokojna, było mi jej tak strasznie szkoda, postanowiliśmy jej coś zaśpiewać. Może to idiotyczne, ale czytałem w necie ,że ludzie podobno słyszą w narkozie. Wiecie czemu chciałem żebyśmy zaśpiewali jej piosenkę? Aby było tak jak w samochodzie, tak bardzo chciałem ,żeby się przebudziła i zaczęła się na nas drzeć ,żebyśmy wyłączyli to dziadostwo..
Dobra ! nie usuwam. nie zawieszam. będzie dalej.
Przepraszam ,że takie krótkie ale pisane na szybko, sądzę ,że lepsze to niż dodanie zwykłej informacji typu ROZMYŚLIŁAM SIĘ PROWADZĘ DALEJ.
Miło będzie jak ktoś skomentuje , coś tak krótkiego.

Rozdział 44.

MIŁEGO CZYTANIA!


~* Oczami Liama *~
Nareszcie dojechałem! mimo ,że byłem tam raz, zapamiętałem drogę. Biegłem, trzeba było wrócić jak najszybciej , chłopacy nic mi nie pisali.. to z jednej strony dobrze bo wiem ,że jeszcze są nadzieje. Podszedłem do furtki , nie czekałem na zaproszenie wbiegłem, zapukałem do drzwi. Moim oczom ukazał się staruszek, na mój widok się uśmiechnął , ale ja nie miałem ochoty na udawanie szczęścia.
Dz.- Dopiero co wyjechaliście, a już wróciłeś? - mówił to pogodnie.
Li.- Lilo jest w szpitalu, sądzę ,że Pana obecność byłaby dla niej bardzo ważna. - jego mina posmutniała. Od razu wyszedł, na moje pytanie czy nic ze sobą nie zabiera, powiedział tylko jedźmy. Spojrzałem na zegarek 22 : 40 , ale nie czułem zmęczenia, wiedziałem, że muszę tam pojechać jak najprędzej, wsiedliśmy i przede mną kolejne 4 godziny drogi, z przemiłym pasażerem.
~* Oczami Louisa *~
Jestem załamany, co mam teraz zrobić? czy powinienem zadzwonić do matki? wiem, że powinna o tym wiedzieć, ale Lilia by tego nie chciała, z całą pewnością.Zauważyłem lekarza , który wyszedł z jego twarzy nie mogłem nic odczytać, szybko do niego podbiegłem.Na początku chciał mnie wyminąć, ale szedłem za nim.
Lo. - Co z nią?! - prawie krzyknął, jak znów chciał mnie zignorować.
Doc. - Czy operacja się udała okaże się za kilka godzin, przepraszam jestem zmęczony. - i znów mnie wyminął, zrozumiałem tylko tyle ,że jak na razie żyje.Nie zważając na napis na drzwiach "Zakaz wejścia" wbiegłem do sali, musiałem ją ujrzeć.. zdążyłem spojrzeć na nią , była spokojna taka jak nigdy, ale przez chwilę miałem wrażenie ,że się do mnie uśmiechnęła, czy ja mam zwidy? pielęgniarki mnie wygoniły.
H. - I co , jak wygląda?! 
Lo.- Spokojnie.. ej ona się do mnie uśmiechnęła!
N. - Czy z wami coś jest? ten widzi dziewczyny a ten sądzi ,że osoba ledwo żyjąca się do niego uśmiecha.
Z.- Jesteście wyczerpani chodźcie coś zjeść. - Namawiał nas przez dłuższy czas, aż w końcu się zgodziliśmy. Niechętnie zeszliśmy na dół.Wszyscy zamówili małe porcje, nawet Horan.Co się z nim dzieje?
Z.- Jej, Niall czemu mała porcja?
N.- A nie wiem, szczerze? po prostu nie mam ochoty. - wszyscy powiedzieli ,że go rozumieją, chodź wiem ,że pewnie tak samo jak ja nikt nie zrozumiał.. Wyszliśmy z restauracji i spotkaliśmy Max'a, przyszedł już tutaj drugi raz, pierwszy był jak Liam odjechał to przyszedł z tym Thomasem.. nawet fajny, ale moim zdaniem nie pasuje do Lil. Stweart , strasznie się przejął tym wypadkiem.
M. -  I jak , co po operacji? 
Lo.- Jak na razie ,żyje.. ale czy się udała dowiemy się za kilka godzin.
M.- Dzwoniłeś już do waszej matki?
Lo.- A sądzisz ,że powinienem?
M.- TOMLINSON ! zastanów się, każda matka chciałaby wiedzieć, jeżeli jej dziecku groziłaby śmierć!
Lo. - może masz racje. - chyba powinienem zadzwonić, chwyciłem telefon do ręki, byłem przygotowany na to ,że po prostu nie odbierze, bo nie będzie miała czasu, u niej to norma. Pierwszy sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał i odebrała. 
Mm. - Hej Loui , co tam słychać? - powiedziała sztucznie udawanym pogodnym głosem.
Lo. - ee , wiesz co by tu dużo gadać, jestem załamany, Lilo walczy o życie.. 
Mm. - Jak to ?! Louis! co się stało?! 
Lo. - O jednak cię to interesuje.. 
Mm. - Daj spokój, proszę cię powiedź co się stało..
Lo.- No to przyjedź to się dowiesz! - warknąłem, tak jak Liliana.
Mm. - Tyle ,że ee nie mogę.. 
Lo. - Czemu nie możesz? nie masz czasu dla córki która może umrzeć w każdej chwili?
Mm. - Ona jest silna, na pewno przeżyje, a ja mam jeszcze 4 dni wycieczki w Maroco, więc cię przepraszam, wołają mnie. Kończę. Kocham cię , cześć. - to co powiedziała zatkało mnie, i jak ona może się nazywać matką? na początku bynajmniej udawała ,że coś ją to obchodzi, ale te jej ostatnie słowa? teraz nie dziwie się Lil ,że jej nienawidzi!
Jeszcze decyzji nie podjęłam, dziękuje za wszystkie komentarze.
Jeżeli zakończyłabym tego bloga, to powstanie nowy!



wtorek, 17 lipca 2012

Rozdział 43.

~* Oczami Harrego *~
Spojrzała na mnie, pierwszy raz odkąd wszedłem do pokoju, właściwie miałem już nadzieję na pocałunek. Ale jej słowa "Przepraszam , kocham cię mocno, najmocniej ale nie potrafię! " mnie dobiły, jeszcze po ostatnich słowach wybiegła, przez chwilę siedziałem jak skamieniały, ale doszło do mnie ,że muszę za nią biec, na schodach zauważyłem zbierającego jakieś rzeczy Niall'a , widać był wkurzony.Gadał coś o Lilo, wybiegłem z domu, nie zdążyłem, wszystko wydarzyło się na moich oczach, które zrobiły się szklane.Usłyszałem huk, zacząłem biec i szczypać się w rękę aby obudzić się z tego cholernego koszmaru, niestety to nie działało. Podbiegłem do jej ciała, było takie spokojne.. deszcz lał , ale nie przejmowałem się tym, ludzie zaczęli się zbierać, usłyszałem krzyki ,że ktoś dzwoni już po pogotowie, nad cieczą z oczu nie panowałem, zauważyłem małą dziewczynkę.Stała obok mnie, też płakała.Podeszła bliżej i mnie przytuliła, było to dziwne.Odkleiła się ode mnie i pobiegła w stronę mojego domu, wróciła z chłopakami, gdy chciałem jej podziękować po prostu znikła.Louis nie panował nad sobą, tak samo jak ja, nie dusił łez.Zayn starał być mocny tak jak reszta, ale zauważyłem ,że jego oczy się zaszkliły, czy on coś do niej czuł? Usłyszałem sygnał karetki, sanitariusze szybko podbiegli i ją zabrali, Louis jako rodzina, jako jedyny mógł pojechać. Odjechali, stałem jak wryty i patrzyłem się w miejsce zdarzenia, zginęła przeze mnie ! na moich oczach. Jeny ! Styles! co ty kurwa gadasz?! ty musisz wierzyć , że nie zginęła! ona żyje, pamiętaj! z myśli wyrwał mnie krzyk z samochodu Liam'a, szybkim krokiem podszedłem do auta.
Li. - Masz siadaj za kierownicą, ja muszę zadzwonić! - zamieniłem się z nim miejscem.
H. - Do kogo dzwonisz?
Li . - A jak myślisz? przecież Max i Thomas, powinni o tym wiedzieć.
H. - pffm.. Thomas. - prychnąłem. Liam tylko teatralnie przewrócił oczami i zaczął pisać im smsy , bo uznał  ,że nie da rady im przekazać tego telefonicznie, jego głos by się załamał.Jechałem jak najszybciej, z daleka ujrzałem jakąś dziewczynę, tak podobną do Liliany ! wbiegała na ulicę, szybko zahamowałem , aż poszedł pisk, zacząłem się rozglądać ale dziewczyny nie było.
Z. - Co ty robisz?! mieliśmy tam jechać..
H. - Ale ta dziewczyna.
Li./Z./N.- Jaka dziewczyna? - wszyscy powiedzieli jednocześnie, i poczułem ich przeszywający wzrok.
H.- No, wbiegała na ulicę! widziałem! - chłopcy chyba nie chcieli się ze mną kłócić, bo nic na ten temat nie powiedzieli, tylko Liam zaproponował ,że może jednak zamienimy się już miejscami. Po krótkiej namowie zostałem przekonany.W głowie ciągle przelatywał mi wypadek Lil , ta dziewczynka no i ta dziewczyna której o mało co nie przejechałem.. czemu tylko ja ją widziałem? czy coś się ze mną dzieje? Do Liama zaczął dzwonić telefon, kazał mi go odebrać, bo sam wolał jechać uważnie.Spojrzałem na wyświetlacz Paul , nie chętnie nacisnąłem odbierz.. Nasza rozmowa była dosyć krótka, ale i tak zdążyłem się z nim pokłócić. Po co dzwonił? żeby się dowiedzieć czemu Liam wygonił Elz z domu i ,że jutro mamy wywiad na żywo w radiu. Poinformowałem chłopaków, Niall na same imię ELIZKI zrobił się rozmarzony. W końcu dojechaliśmy, oddałem Daddiemu telefon, wbiegliśmy do sali.Nawet Niall wydawał się być poruszony, dziwne a przecież jej tak nienawidził.. Może uznał ,że źle by było gdyby odeszła bez zgody z nim? podbiegliśmy do recepcji czy jak to tam się zwie.. dowiedzieliśmy się ,że jest teraz operowana w głównej sali , miła starsza pielęgniarka wytłumaczyła nam jak tam dojść, a jakaś ruda zmierzyła nas wzrokiem. Szybkim tempem już po 5 minutach byliśmy już pod salą obok Louisa, był cały zapłakany.
Li - Co z nią? 
Lo. - Nic nie jest wiadome, jej stan jest krytyczny! - był załamany , dusił się własnymi łzami. Podszedłem i go przytuliłem , miałem w to wyjebane jak to wygląda! To był mój przyjaciel! na dodatek byłem tak samo załamany. Jedno jest najgorsze, on chyba nie wie, że to przeze mnie ona chciała się zabić!
~* OCZAMI LIAM'A. *~
Gdy spojrzałem na Louisa, zrobiło mi się jeszcze gorzej, oby Lilo przeżyła! wyszła z tego cało, bo los One Direction, nie wiem jak się skończy. Do głowy wpadł mi pomysł, tak ktoś sobie pomyśli taka dramatyczna chwila a on będzie się tu swoimi durnymi pomysłami szczycić.. Podszedłem do chłopaków bliżej, oznajmiłem ich ,że muszę gdzieś pojechać, coś załatwić! Że juto wrócę, ale żeby pisali mi na bieżąco.
N. - Taki moment, takie godziny ! A ty zostawiasz przyjaciela? właściwie przyjaciół!?- wydarł się na mnie, wiem ,że miał sporo racji, w ogóle dziwiła mnie jego przemiana, odkąd poznał Elz tak się nie zachowywał. Czyżby stary Horanek powrócił? oby! Bo zaczyna go brakować. Kierowałem się w stronę drzwi, ale wiedziałem ,że nie mogę odejść bez wytłumaczenia, na odchodne krzyknąłem tylko DZIADEK. zauważyłem jak Louis podniósł wzrok na mnie, a reszta zaczęła się dopytywać o co chodzi.. Wybiegłem ze szpitala i wsiadłem do samochodu, czym prędzej musiałem pojawić się na plaży, powiadomić dziadka, wiedziałem ,że jego obecność w szpitalu pomoże duchowo dla Lil , była z nim zżyta wyjeżdżając z parkingu zauważyłem jak Max & Thomasem prawie biegli poddenerwowani, zatrąbiłem, machnąłem ręką i odjechałem, teraz czeka mnie 4 godzinna droga.
~* OCZAMI HARREGO *~
O co chodzi z tym dziadkiem? ee, nie wiedziałem ,że oni mają takie dobre kontakty z rodziną, to czemu niby Lilo się nie wyprowadziła tam? wciągu tego roku znęcania się tego faceta nad nią? 
H. - Lou , może to nie moment na takie rozmowy ale o co chodzi z tym dziadkiem?
Lo. - Ee, wtedy na plaży poznała pewnego mężczyznę, jego obecność byłaby dla niej ważna.
H.- Ahem.. no dobrze, nie będę się zagłębiał mam nadzieję, że usłyszę całą historię od Lil. - Jej imię wypowiedziałem z trudnością, wtedy przypomniała mi się ta dziewczynka, może oni wiedzą gdzie poszła?
H.- Ej, widzieliście gdzie odeszła dziewczynka która po was poszła, po wypadku?
Lo. - Jaka dziewczynka? ja żadnej nie widziałem , ale to Niall nas zawołał.
N. - Ja też żadnej dziewczynki nie widziałem, ale usłyszałem płacz i pisk właśnie dziewczynki.Podszedłem do drzwi i ujrzałem ciebie klęczącego, już wiedziałem co się stało. Więc zawołałem resztę.
H. - Jak to.. ja żadnego pisku nie słyszałem! ale podeszła do mnie dziewczynka, przytuliła! i szepnęła ,że będzie dobrze! potem poszła w stronę domu i pojawiliście się wy! - nie panowałem nad sobą! o co w tym wszystkim chodzi? czemu nikt jej nie widział?! czemu nikt nie widział dziewczyny na drodze?! 
Mam nadzieję ,że się podoba.
Jeszcze nie wiem czy zakończę.
czemu chcę zakończyć? tracę wenę? sama nie wiem..
Koleżanka, namawia mnie abym nie usuwała,
najwyżej zawiesiła.. jeszcze decyzji nie podjęłam.
Jutro powinno się okazać.
DIRECTIONOWYCH.