Z. - Co jest? - jego wzrok mnie przeszywał.
LL. - Nic, przepraszam. Zamyśliłam się. - miałam nadzieję, że uwierzy.
Z. - Nie kłam, źle się czujesz? - zaczął zwalniać, a ja przyśpieszyłam.
LL. - Dzięki, widać, że jesteście do mnie nie źle uprzedzeni. - chciał coś powiedzieć, ale wydostałam się z uścisku i przyśpieszyłam. Nie miałam zamiaru zwalniać, ani się zatrzymywać koło chłopaków. Przechodziłam obojętnie, jakbym ich nie widziała. Ktoś pociągnął mnie za rękę. Nie chciałam się odwrócić. Czułam, że muszę wrócić do sali. Było mi słabo i kręciło mi się w głowie. To przez to, że nie zjadłam ani śniadania ani obiadu i jeszcze leki na mnie źle działają. Ktoś obkręcił mnie tak, abym była przodem do reszty. Miałam ochotę zawalić Maxowi, bo to właśnie on to zrobił, ale po prostu nie miałam siły.
M. - Nie znasz nas? - spytał, dziwnie poruszając brwiami, gdyby była inna sytuacja, pewnie bym się zaczęła śmiać. Ale teraz ani nie był to odpowiedni moment , ani po prostu nie potrafiłabym. Zauważyłam ławkę obok siebie, musiałam usiąść, bo mogłabym polecieć do tyłu. Zrobiłam to o czym pomyślałam.
Z. - Od powiesz mi wreszcie! przecież widzę, że coś nie tak. - kucnął przy mnie, tak aby patrzeć mi prosto w oczy, ja tego nie chciałam. Nie chcę się tak topić w tym cudzie. Nie powinnam. Odwróciłam głowę.
LL. - Usiąść mi nie można? zamyślić się nie można? kurde. może zabronicie mi mówić? - warknęłam.
M. - Zjadłaś obiad? - przeniknął przeze mnie, znał już odpowiedź. On wiedział jako jedyny z całej gromadki tutaj, że nienawidzę zup i ,że jest mi słabo gdy nie zjem posiłku, gdy odczuwam nawet lekki głód.
LL. - No, raczej. - Włożyłam nogi na ławkę i je skuliłam. Oparłam głowę o kolana. Chciało mi się wymiotować. Chciało mi się jeść. Chciało mi się spać.
M. - kłamiesz. - to już przesada. Może i kłamię, ale nie muszę tak mnie o to podejrzewać.
LL. - Spierdalaj piękny. - warknęłam, nie chciałam się z nim kłócić, jest mi stąd najbliższy dlatego dodałam piękny, ale on zaczyna się zamieniać w takich łan dajrekszyn, a to wkurza. I to bardzo.
Lo. - Załatwiłem ci miejsce już w internacie, tutaj w Londynie. - to wyprowadziło mnie z równowagi. Zebrałam całą swoją siłę jaką miałam i zaczęłam krzyczeć.
LL.- Wyślij mnie tam a pożałujesz, obiecuję, że nie prześpię tam żadnej nocy. Albo się zabiję, albo wyjadę i już nigdy w życiu mnie nie zobaczysz. - wszyscy się na mnie patrzyli ze strachem. Już wiedzą, że jestem zdolna do samobójstwa.
Li. - To będziesz miała ochroniarza, i tyle. - wszyscy potaknęli, że to świetny pomysł.
LL. - Świetny pomysł ! Będzie chodził ze mną do łazienki. Tylko wiecie co, każdy ochroniarz się skusi na taką słodką, niegrzeczną dziewczynkę. Przysługa za przysługę i będę miała pełen luz. - tak, jestem mądra zaczęłam ich tak jakby trochę szantażować.
N. - Ty chyba nie masz zamiaru się puszczać. - wszyscy patrzyli z szokiem, raz na mnie raz na niego.
LL.- Nie wasz interes, właściwie jaką macie pewność, że się jeszcze nie puszczam? - na mojej twarzy pojawił się drwiący uśmieszek, chciałam ich wyprowadzić z równowagi. Chociażby miałam poświęcić swoją godność. Zauważyłam, że Harry patrzy na mnie z nie dowierzaniem.
Lo. - Jak jesteś taka mądra, to zaraz się sprawdzi czy się puszczasz. Nie zapominaj, że jesteśmy na terenie szpitala i co to za problem podejść do ginekologa? - Zatkało mnie, ale starałam się to ukryć.
LL. - Skarbie, to ,że się puszczam nie oznacza, że muszę z kimś spać. Wiesz, zawsze może to oznaczać tylko przysługę. Chyba wiesz o czym mówię.. A nie przepraszam, ty sam sobie dogadzasz. - znowu z niego zadrwiłam, zauważyłam, że traci cierpliwość. Właśnie o to mi chodziło. Poczułam się mocniejsza, mimo, że moje objawy z przed chwili nie minęły. Wszyscy stanęli wokół mnie.
Li. - Ty żartujesz prawda? - teraz wszyscy patrzyli się na mnie dziwnie.
LL. - A może chcesz sprawdzić, czy jestem dobra? - warknęłam, z uśmieszkiem. Chciałam ich do siebie zniechęcić. Chciałam ich wkurzyć, żeby czuli do mnie obrzydzenie, żeby dali mi święty spokój!
H. - Ty nie potrafiłabyś tego mi zrobić. - wyszeptał to, ale każdy to usłyszał. On wiedział, że go kocham najmocniej, ale jakoś przeżyje. Zostanę starą panną z kotem.
LL. - Chcesz się przekonać, mhm który pójdzie na pierwszy ogień? - warknęłam, zobaczyłam, że wszyscy spoglądają na siebie z niepokojem widziałam w ich oczach niepewność czy przypadkiem któryś się nie zgodzi.. Odważyłam się spojrzeć w oczy Harrego, widziałam w nich ból. Tak bardzo chciałam podejść i go przytulić, ale nie muszę być mocna! Mogę płakać za nim nocami, ale przy nich będę udawała mocną.
LL. - Nikt nie chce pomocy w ulżeniu sobie? trudno. Sami będziecie musieli to sobie załatwić, albo trochę za to zapłacicie, a tak byście mieli za friko. - zmierzyłam ich wzrokiem i się arogancko zaśmiałam.
Z. - Przestań ! dobrze wiem, że taka nie jesteś!
M. - Nie potrafiłabyś mu tego zrobić, on dobrze wie co mówi!
H. - Ty mnie kochasz, wiem, że to prawda. Powiedziałaś mi to przed samym wbiegnięciem pod samochód. Wiedziałaś, że musisz powiedzieć przed śmiercią na którą byłaś gotowa. - skąd on wszystko wie?
LL. - Kochałam, różnica od kocham. Nie chcę cię, leć do swojego ukochanego Palstika. A o mnie po prostu zapomnij, tak jakbym nigdy nie istniała. I chcesz się założyć, że potrafiłabym zrobić coś takiego nawet tobie? - spojrzałam pytająco, czułam w sobie wściekłość. Czemu jestem taką idiotką?! i ranię tych na których chyba mi zależy? przecież to chore. Może ja jestem chora? a zamiast do internatu, powinni wysłać mnie do psychiatryka. Jedno jest pewna moja psychika jest nie źle zjebana.
Lo. - Przestań żartować, widać jak na niego patrzysz. - wszyscy kiwnęli potwierdzająco głową.
LL. - Jeśli chcecie, to mnie odprowadźcie do sali. Ale potem macie stamtąd zniknąć. Chcę odpocząć. Nie chcę was widzieć tam przez kilka dni. Najlepiej byłoby gdybyście, wogóle mnie nie odwiedzali. Chcę urwać z wami kontakt. A co do ciebie Idioto <skierowałam się do Louisa> odwieziesz mnie do matki. Nie chcę mieć ciebie jako opiekuna, to byłaby najgorsza rzecz w moim jebanym życiu! - warknęłam. Odprowadzili mnie bez słowa, nie chętnie odeszli od drzwi do mojej sali. Weszłam, spojrzałam na zegarek osiemnasta. Spojrzałam na lewo, Grats śpi. Postanowiłam zrobić to samo, rzuciłam się na łóżko i od razu odleciałam.
50 rozdziałów = 37 dni.
9 obserwatorów. = 50 czytających.
8 523 odwiedzin. = 447 komentarzy.
DZIĘKUJĘ !
Kocham Cię za to! No to teraz do 100 ^^
OdpowiedzUsuńświetny :)
OdpowiedzUsuńSuper<3
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :D
genialnyy <3 czekam na nn :D popieram Cleo, do 100 :P
OdpowiedzUsuńps. fajnie by było jakby Harry znowu był z LL xdd ;*
Super!!!I love you!! <33
OdpowiedzUsuńświieeeeeeeeeeeetny !! już nie wiem co pisać pod tymi rozdziałam < 333
OdpowiedzUsuńGdzie robiłaś nagłówek na bloga ? : )
OdpowiedzUsuńee . w photoscape .
UsuńDziewczyny mają racje - do 100 :D
OdpowiedzUsuńŚwietny ;)
Do 100 ;)
OdpowiedzUsuńZajebisty rozdział<3
Co Lil czyje do Zayna???
Sory...
OdpowiedzUsuńmiała być czuje a nie czyje
Wow czekam na nexta =]
OdpowiedzUsuńGratuluje !!!! :-)