czwartek, 26 lipca 2012

Rozdział 52.

Drzwi solidnie zaskrzypiały, po wyjściu Marco. Chłopcy przyglądali mi się z uwagą, przybliżyli się. Nie miałam ochoty na nich patrzeć, odwróciłam się do ściany. Tak wiem, zachowuje się jak  dziecko.
Lo. - Czemu mówisz do Lekarza po imieniu? - było słychać zdziwienie.
LL.- Bo tak mi się podoba. - warknęłam, jak najgroźniej.
Li. - Nie jest dla ciebie trochę za stary? - powiedział rozbawiony, reszta zachichotała razem z nim. Ale mi do śmiechu nie było. Co ich to obchodzi, po za tym to tylko lekarz.
LL. - Wiesz, jego wiek jest bardzo zachęcający, mam pewność, że nie zachowa się jak gówniarz, że postawi się zawsze w mojej obronie. Mądry, przystojny facet idealny, nie to co wy. - dopiero do mnie po chwili doszło co ja mówię. Opisywałam go specjalnie tak aby, porównać go jakby do Styles'a.
Z. - Wiesz, poczułem się jakbyś opisywała mnie. - powiedział dumnie, usłyszałam lekkie puknięcie i "ałć" wszyscy zaczęli się śmiać, a ja szepnęłam "idiota". Myślałam, że nikt nie usłyszy.
Lo. - Nie masz prawa nikogo wyzywać. - był poważny, znowu moja nienawiść do niego powracała.
LL. - ryj. - warknęłam. - wyjdźcie, jestem zmęczona. Chcę się przespać. - chcieli coś powiedzieć, ale wyszli. Usłyszałam trzaśnięcie i zaskrzypienie drzwi. Odwróciłam się na bok, jednak wszyscy nie wyszli. Obok, na krzesełku siedział Harold. Wpatrywał się we mnie, nie chciałam patrzeć mu w oczy. Były idealne, mogłam się w nich utopić, a tego nie mogłam. Chciałam się odwrócić, lecz chwycił moją dłoń. Po moim ciele przeszły dreszcze, były przyjemne, czekałam na to tak długo. Ale zabrałam dłoń.
H. - Ja taki naprawdę nie jestem, jak sądzisz! Ja-ja też postawiłbym się w twojej obronie, nie jestem żadnym gówniarzem! Ja cię kocham. - mówił to swoją seksowną chrypą. Ale nie mogłam ulec.
LL. - Ale ja cię nie. - szepnęłam.
H. - Nie okłamuj mnie ! wiem ,że znaczę tyle samo dla ciebie co ty dla mnie! - Co się dzieje? już nie potrafię kłamać? a była to moja chyba największa umiejętność.. może zaczęłam robić to za często?
H. - Chciałem ci powiedzieć, że bardzo mi na tobie zależy, wyjeżdżamy dzisiaj do Paryża na trzy dni. - Wstał, zmieszał się.. nie wiedział co zrobić, powiedział krótkie cześć i wyszedł. Jego słowa mnie zabolały, dosłownie to ,że wyjeżdżają na trzy dni. Niby to krótko. Niby dla mnie lepiej, niby chciałam ich ignorować! ale nie wiem, czy dam radę. Chciałam za nim biec. Ale nie! muszę być silna! Tylko ile jeszcze razy będę musiała to sobie wmawiać? Przecież tak nie jest, jestem słaba. Nawet bardzo. Akurat jutro wychodzę ze szpitala, muszę gdzieś wyjechać. Już nawet wiem gdzie! Do Irlandii , do Dej. Spojrzałam na puste łóżko po lewej, tak bardzo chciałam się komuś wygadać. Chcę ,żeby już przyszedł Marco. Mimo, że dzisiaj za wiele się nie odzywał, czuję, że jeżeli się go o coś zapytam. On będzie starał się mi pomóc. Postanowiłam zadzw0nić do matki, pieniądze nie długo mi się skończą. Wybrałam jej numer.
MM. - Tak? Halo, Halo?
LL. - ee, to ja Lilo.
MM. - oo , skarbie jak się czujesz?
LL.- Proszę! nie udawaj. Dzwonię, żeby ci przypomnieć, żebyś systematycznie przesyłała kasę na moje konto. Planuję wyjazd, więc bez pieniędzy się nie obejdzie. - nie czekałam na odpowiedź, rozłączyłam się. Poczułam łzę na policzku. Tak bardzo, chciałam się do kogoś teraz przytulić. Spojrzałam za okno, zaczynało padać. Szykowało się na burzę. Bałam się jej, i to bardzo. Jak ja tu wytrzymam sama? Spojrzałam na telefon, wskazywał dziewiętnastą. Otworzyły się drzwi, miałam nadzieję, że to Marco. Ale była to starsza pielęgniarka.
Pi. - Dobry wieczór, przyniosłam kolację. - Pogodnie się uśmiechnęła, tryskała radością.
LL. - Dziękuję, ale nie chcę jeść.
Pi. - Oj mała, postawię to tutaj. Jak będziesz głodna, to zjesz. - kierowała się do wyjścia.
LL. - Przepraszam panią.
Pi. - Jak już Ciocia Pia, jestem. Słucham?
LL. - Więc ciociu, kiedy odwiedzi mnie doktor Marco ?
Pi. - Ma ostatniego pacjenta i już przyjdzie. Dobranoc. - Uśmiechnęła się i wyszła. Ciekawe jak to jest, tryskać tak szczęściem? Mieć taki wspaniały humor, w tak brzydką pogodę? Pewnie ma kochającą rodzinę, czuję, że muszę z nią porozmawiać, może da mi przepis na szczęście?

PROSZĘ NIE PYTAĆ SIĘ KIEDY ROZDZIAŁ. BO DODAJĘ CODZIENNIE JEDEN, A JEŻELI NIE DODAM. STARAM SIĘ POINFORMOWAĆ. 
jeśli chcesz być informowany o dodaniu rozdziału napisz na 15556018 . i napisz coś w stylu ,żebym informowała. 

12 komentarzy:

  1. Trochę krótki ale fajny ;)
    Mam nadzieję że Lilo szybko pogodzi się z chłopakami i będą razem dobrze się bawić <3
    Czekam na next
    ~Madziaaa

    OdpowiedzUsuń
  2. Suuuuper!Mam nadzieję że Lou jednak nie wyśle jej do internatu. -,-

    OdpowiedzUsuń
  3. Jam tez chcieć następny to jest po prostu zajebiste

    OdpowiedzUsuń
  4. błaagam, nie wysyłaj Lilo do internatu!
    świetny, czekam na kolejny :D xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudnie <3 Tylko szkoda,że Lilo tak na nich wrzeszczy i wgl. chciałabym żeby się otworzyła do kogoś np.Max.
    Czekam na nn. Lovciam xoxo.

    OdpowiedzUsuń
  6. Super blog czytam twojego bloga od niedawna i nie mogłam się od niego oderwać . :* A co do rozdziału super ! <3 I też mam nadzieje że Lou jej nie wyśle do internatu . -,-

    Zapraszam na mojego bloga nie dawno zaczęłam i mam nadzieje, że skomentujesz to był by dla mnie zaszczyt [ hahaha ] gdybyś napisała komentarz może być i nawet negatywny, bo chce wiedzieć co mam zmienić.^^
    http://wystarczymoment-1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. świetny rozdział <3 no ja też mam nadzieję, że Lou jej nie wyśle do tego internatu ! :P czekam na nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Szybko dawaj następny

    OdpowiedzUsuń
  9. Aaaaa zakochalam się w tym opowiadaniu

    OdpowiedzUsuń